Przywaliłam mu z otwartej w czoło, jakoś się uwalniając. Nie wiedziałam, czy byłam bardziej wściekła, czy zraniona…
Stanęłam kilka kroków od niego, dysząc. Włosy częściowo mi się rozsypały, trzymając się już jedynie w rozczapierzonych warkoczach. Krew szumiała mi w uszach, ale nie przeszkadzało mi to w usłyszeniu pewnych słów, podczas gdy wciąż wbijałam wzrok we wstającego chłopaka.
–... Należało jej się... – gdzieś, na samym przodu dość sporej już grupy gapiów, ktoś zamruczał to pod nosem. To zabolało i to bardzo. Byłam w stanie jedynie przełknąć nerwowo ślinę...
Chociaż, dalszych wydarzeń nie spodziewałam się w ogóle. Jakieś krzyki, wrzaski. Chłopaczek, którego miałam ochotę zabić, rzuca się na wrednego komentatora i wali mu w twarz, potem wszystko zaczyna się kotłować, każdy atakuje każdego... A, nie, kilku atakuje jednego, tego nowego... Eh, dalej nie wiem, jak on się nazywał. Cóż, najpierw trzeba ich wszystkich wysłać do Ojca. I uspokoić.
Zaczęłam jakoś odrywać ich od siebie i nokautować, żeby już nie przeszkadzali. W pewnej chwili zabolał mnie nadgarstek, ale nie przerwałam, póki każdy nie leżał w boleściach na swoim kawałku udeptanej ziemi.
– A wy co tu jeszcze robicie? JAZDA, BO WAM ŁBY POURYWAM! – ryknęłam na resztę gapiów, rozganiając ich skutecznie. Potem podciągnęłam każdego z bojowników do góry i nie dając ani chwili odpoczynku, zagnałam do Ojca.
Najpierw wrzuciłam do gabinetu czwórkę, która dołączyła się do bójki, zostawiając młodego na korytarzu. Kazałam mu tam siedzieć.
W biurze wyjaśniłam ojcu po cichutku mniej więcej, o co poszło. Szybko podjął decyzję o wydaleniu ich z gildii, jako że nie byli to nowicjusze, a członkowie z dłuższym stażem, którzy powinni doskonale znać panujące zasady. A koniec członkostwa, znaczy koniec pieniędzy. Żaden z nich nie był tym zbytnio zachwycony, lecz mieli godzinę na wyniesienie się, zanim napuściłoby się na nich psy.
Gdy wyprowadziłam ich, musiałam pilnować, by nie powtórzyło się to mordobicie. Od razu wprowadziłam też chłopaka, po czym usiadłam na podłodze, opierając się o biurko.
«Krystian?»
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz