sobota, 29 kwietnia 2017

Od Krystiana CD Cynthia

– A nie chciałabyś takiego pieska? – zapytałem żartem i uśmiechnąłem się lekko. – Wybacz, jeśli wydaję się natrętny, ale przecież nie każe ci spełniać moich próśb. No i jeśli mój dotyk by ci przeszkadzał, to byś chyba dała mi jasno o tym znać. Jesteś na tyle silna, że pewnie nie byłoby z tym problemu. – Spojrzałem na nią ciekawy, jak zareaguje. Uśmiechałem się lekko. Dała mi pstryczka w czoło i spojrzała rozdrażniona w moją stronę.
– Nie pozwalaj sobie.
– Czyli jednak ci nie przeszkadza. Więc lubisz mnie, co? – poruszyłem brwiami do góry, na co wywróciła oczami i westchnęła. Uśmiechałem się szerzej wtedy.
– Skoro dobrze się już czujesz to nic tu po mnie.
– No, ale nie obrażaj się
– Nie obrażam się, po prostu mam obowiązki i muszę je wypełnić. Jest to gildia ludzi, z których jest pożytek – odezwała się, wstała i wyszła. Uraziła mnie trochę. Prychnąłem oburzony i odwróciłem się plecami.

– Nawet nie umie za sobą zamknąć drzwi – fuknąłem i wstałem. Właściwie to dostałem prochy, chyba zablokowali mi papranie się rany, dzięki temu mógłbym poćwiczyć. Ale to jak odpocznę. Przeszedłem kilka kroków i już czułem zmęczenie. Osłabłem i to bardzo. Wszystko przez tę kurwę, która nazywa się moją matką. Zdenerwowany uderzyłem dłonią w stolik. Jak szybko poczułem przypływ energii, tak teraz nie miałem już nawet siły stać. Opadłem na łóżko i zasnąłem. Obudziłem się wcześnie rano, kiedy niebo było jeszcze szare. Nic nie bolało, nie czułem strumienia krwi i odzyskałem energię. No, więc czas spełnić swoje obowiązki w stajni. Przebrałem się, włożyłem buty i wyszedłem z pokoju. Budynek gildii opuściłem szybko i bezszelestnie. Ruszyłem biegiem do stajni. Zacząłem od wyprowadzenia koni na zewnątrz i przywiązania ich do płotków. Potem chwyciłem za widły i zmieniłem im wyściółkę. Później wyczesałem każdego konia i wyczyściłem im kopyta. Następnie odprowadziłem każdego do jego boksu i napełniłem ich żłoby. Skończyłem, kiedy inni już pracowali. Umyłem się przy kranie na zewnątrz i pognałem pomóc do kuchni. Od razu dali mi robotę, więc się nie nudziłem. Kiedy skończyłem pracę i tu poszedłem poszukać sobie innego zajęcia. Kiedy tylko słyszałem gdzieś jej kroki, oddalałem się stamtąd jak najszybciej, żeby tylko się z nią nie spotkać. Skoro przeszkadza jej moja obecność i bliskość.


Pod wieczór, kiedy zrobiłem, ile mogłem, wspiąłem się na dach i usiadłem tam. Spojrzałem na panoramę miasta i odetchnąłem. Położyłem się na dachu i zamknąłem oczy. Nie będę bezużyteczny, będę coś znaczył. Sam sobie na to zapracuje...

Obudziłem się, kiedy świat spowił mrok. Prędko zjechałem z dachu i zlazłem na ziemię. Spacerowym krokiem ruszyłem do siebie. Cały dzień przerobiony bez żadnego spotkania z Cynthią. Idealnie.



«Cynthia?»

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz