Na początku siedziałam cicho, pozwalając się besztać. Jednakże to trwało teraz znacznie dłużej niż zazwyczaj. Robił mi wyrzuty, ciągle i bez przerwy.
Czułam, że zbiera się we mnie wściekłość
– ... Miałaś uważać i nie pakować się w nic dużego! – głos ojca był coraz głośniejszy.
– Nie jestem dzieckiem, wiem, co robię!
– Jako twój ojciec zawsze będę widział cię jako dziecko – tu odrobinę złagodniał, lecz nie złagodniało jedno; moja rosnąca furia.
– Nie jestem TWOIM dzieckiem! I nie jesteś moim ojcem, nie masz prawa mówić mi, co mam robić a czego nie! – wykrzyczałam mu to w twarz, zrywając się z krzesła, na którym siedziałam. Mebel z hukiem opadł na ziemię. Widziałam kątem oka, że kucharka stoi w drzwiach, trzymając się za serce...
Nagle usłyszałam donośny trzask.
Poczułam ból policzka. Zaskoczona wyprostowałam odwróconą nagle głowę...
Ojciec stał przede mną, wciąż z dłonią uniesioną wysoko.
Uderzył mnie. Spoliczkował
– ... Masz rację. Nie jesteś moim dzieckiem. Jesteś potworem. Powinienem wiedzieć to od pierwszej chwili, gdy cię zobaczyłem. Oszczędziłoby to wielu problemów – jego głos był całkiem pozbawiony uczuć, zimny.
Ale... Zabolało. To mnie zabiło. Zabiło mnie wewnętrznie.
Po prostu odwróciłam się na pięcie i wybiegłam. Policzek piekł mnie boleśnie, rozsierdzając jeszcze bardziej.
Opuściłam pomieszczenie, budynek, i wreszcie cały teren gildii.
Wszystko w mojej głowie pulsowało i wirowało. Mimo tak wielkich krwawych plam na białej sukni ręce mnie świerzbiły, w gardle gotowała się żądza mordu.... Nie mogłam z nią walczyć. Nie teraz.
Dobra pamięć jest plusem w jednych wypadkach, minusem w innych. Tej nocy słowa ojca raniły mnie raz po raz, co oddawałam do otoczenia, szukając twarzy ze zleceń. Wszystko to byli ludzie nocy, więc nie miałam problemu, by ich znaleźć.
Pierwsza i druga ofiara wywoływały u mnie delikatne ukłucia wyrzutów sumienia. Śmierć trzeciej zaczęła mnie już bawić. Pastwiłam się nad ciałem za pomocą kawałka szkła, które gdzieś znalazłam. Było to tak wspaniałe uczucie...
Z lubością zlizywałam krew z palców, nawet nie myśląc.
Nie skończyło się na trzech. Znalazłam miejsce, gdzie schowałam ciała, niedaleko płynącej przez miasto rzeczki i ruszyłam dalej.
Pięć, osiem... Dziesięć...
Siedemnaście. Tyle ciał znalazło się w tym moim kąciku.
Bawiłam się nimi, kaleczyłam i rozrywałam wnętrzności...
A potem wpadłam na pomysł.
Na prawym ramieniu każdego trupa wyryłam słowo. To, czym był, czym zawinił. Mordercy, gwałciciele, oszuści...
A potem odcięłam im głowy.
Musiałam zdobyć ubranie na zmianę. Po prostu rozwaliłam witrynę sklepową i zabrałam, co chciałam. Ale nie, nie jestem złodziejką. Zostawiłam pieniądze za strój i szybę.
Nad rzeką zdjęłam suknię. Wyczyściłam się i przebrałam, po czym zaczęłam przeciągać ciała na rynek. Niech je znajdą.
Na koniec zrobiłam z pokrwawionej sukni coś w stylu worka i zapakowałam tam te wszystkie głowy. Dla nich miałam inne „zadanie”.
Tak zapakowany „prezent” zatargałam pod gildie. Zostawiłam go przy drzwiach...
Po krótkim namyśle zerwałam z szyi Medalik Dziedzica. Rzuciłam go na cały pakunek i się ulotniłam. Nie miałam pojęcia, co będę robić przez noc. W każdym razie adrenalina na pewno nie pozwoli mi spać.
«Krystian?»
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz