sobota, 29 kwietnia 2017

Od Cynthii CD Krystian

Miałam dużo do roboty. Ostatnio trochę zaniedbałam obowiązki, pilnując tego dzieciaka. Musiałam wszystko nadrobić.
Przez cały czas przesiadywałam w biurze. Jak sobie przypominałam, to brałam z kuchni coś do jedzenia i wracałam do papierów. Nawet nie liczyłam, ile razy pocięłam sobie palce papierem. Niby takie małe nacięcia, ale strasznie bolesne i irytujące.
Gdy skończyłam z papierami, zaczęłam przeglądać wszelakie zapasy. Robiłam sobie notatki, co musiałam dokupić. Sporo tego było...
Chyba zapowiada się dłuższy wyjazd do miasta.
Skończyłam listę, powiadomiłam Ojca, spakowałam sobie małą torbę. Wieczorem wyszłam do stajni, by zabrać konia. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że cała stajnia była wyczyszczona, a konie wręcz błyszczały. Domyśliłam się, że to młody się nimi zajął. Musiałam przyznać, że dobrze mu poszło. Nawet bardzo
Zapakowałam się na konia. W mroku nocy ruszyłam do sąsiedniego miasta handlowego.

Dotarłam nad ranem. W pierwszej kolejności znalazłam sobie pokój w gospodzie ze stajnią. Następnie odwiedziłam kowala, by podkuć konia. Niedługo powinny zacząć się deszcze, drogi zmienią się w rzeki błota, a w ciągu nocy to wszystko mogło zmienić się w prawdziwe lodowisko. Kolczaste podkowy na pewno nie zaszkodzą.
Po podkuciu i odstawieniu ogiera do stajni udałam się do handlarzy, u których od dawna kupowałam zasoby. Musiałam zrobić kilka kursów, odnosząc wszystko do gospody. Nie mogłam też powstrzymać się przed małymi zakupami dla siebie, skoro i tak już tam byłam, czemu miałabym nie skorzystać.
Moją uwagę przykuł piękny zestaw biżuterii u złotnika. Delikatny, złoty łańcuszek, szeroki, a mimo to wyglądający jak pajęczyna. Przypominał szczelnie przylegającą kolię, a do tego były piękne kwiaty z czerwonymi, niebieskimi i białymi kamieniami szlachetnymi, do wpięcia we włosy. Nie mogłam się powstrzymać przed kupieniem tego.
Obliczyłam sobie, ile dni zajmie mi zgromadzenie wszystkiego. Za mniej więcej tydzień powinnam móc wrócić do domu.



«Krystian?»

Od Krystiana CD Cynthia

– A nie chciałabyś takiego pieska? – zapytałem żartem i uśmiechnąłem się lekko. – Wybacz, jeśli wydaję się natrętny, ale przecież nie każe ci spełniać moich próśb. No i jeśli mój dotyk by ci przeszkadzał, to byś chyba dała mi jasno o tym znać. Jesteś na tyle silna, że pewnie nie byłoby z tym problemu. – Spojrzałem na nią ciekawy, jak zareaguje. Uśmiechałem się lekko. Dała mi pstryczka w czoło i spojrzała rozdrażniona w moją stronę.
– Nie pozwalaj sobie.
– Czyli jednak ci nie przeszkadza. Więc lubisz mnie, co? – poruszyłem brwiami do góry, na co wywróciła oczami i westchnęła. Uśmiechałem się szerzej wtedy.
– Skoro dobrze się już czujesz to nic tu po mnie.
– No, ale nie obrażaj się
– Nie obrażam się, po prostu mam obowiązki i muszę je wypełnić. Jest to gildia ludzi, z których jest pożytek – odezwała się, wstała i wyszła. Uraziła mnie trochę. Prychnąłem oburzony i odwróciłem się plecami.

– Nawet nie umie za sobą zamknąć drzwi – fuknąłem i wstałem. Właściwie to dostałem prochy, chyba zablokowali mi papranie się rany, dzięki temu mógłbym poćwiczyć. Ale to jak odpocznę. Przeszedłem kilka kroków i już czułem zmęczenie. Osłabłem i to bardzo. Wszystko przez tę kurwę, która nazywa się moją matką. Zdenerwowany uderzyłem dłonią w stolik. Jak szybko poczułem przypływ energii, tak teraz nie miałem już nawet siły stać. Opadłem na łóżko i zasnąłem. Obudziłem się wcześnie rano, kiedy niebo było jeszcze szare. Nic nie bolało, nie czułem strumienia krwi i odzyskałem energię. No, więc czas spełnić swoje obowiązki w stajni. Przebrałem się, włożyłem buty i wyszedłem z pokoju. Budynek gildii opuściłem szybko i bezszelestnie. Ruszyłem biegiem do stajni. Zacząłem od wyprowadzenia koni na zewnątrz i przywiązania ich do płotków. Potem chwyciłem za widły i zmieniłem im wyściółkę. Później wyczesałem każdego konia i wyczyściłem im kopyta. Następnie odprowadziłem każdego do jego boksu i napełniłem ich żłoby. Skończyłem, kiedy inni już pracowali. Umyłem się przy kranie na zewnątrz i pognałem pomóc do kuchni. Od razu dali mi robotę, więc się nie nudziłem. Kiedy skończyłem pracę i tu poszedłem poszukać sobie innego zajęcia. Kiedy tylko słyszałem gdzieś jej kroki, oddalałem się stamtąd jak najszybciej, żeby tylko się z nią nie spotkać. Skoro przeszkadza jej moja obecność i bliskość.


Pod wieczór, kiedy zrobiłem, ile mogłem, wspiąłem się na dach i usiadłem tam. Spojrzałem na panoramę miasta i odetchnąłem. Położyłem się na dachu i zamknąłem oczy. Nie będę bezużyteczny, będę coś znaczył. Sam sobie na to zapracuje...

Obudziłem się, kiedy świat spowił mrok. Prędko zjechałem z dachu i zlazłem na ziemię. Spacerowym krokiem ruszyłem do siebie. Cały dzień przerobiony bez żadnego spotkania z Cynthią. Idealnie.



«Cynthia?»

Od Cynthii CD Krystian

– Spokojnie, nigdzie nie idę – uspokoiłam go. – Obudziłeś się, więc lekarz nie jest już potrzebny – po moich słowach lekarz również wstał. Uwolniłam rękę z uścisku chłopaka i sięgnęłam do kieszeni, by zapłacić doktorowi.
– Tyle, ile było mówione, tak? – zapytałam jeszcze, odliczając banknoty.
– Plus premia za szybki przyjazd – dodał szybko. Spojrzałam na niego wilkiem i doliczyłam kilka kolejnych banknotów. Gdy mu je podałam, dosłownie wyrwał mi je z ręki i się ulotnił. Przeklęty konował. Jak każdy, chce tylko kasy.
– Jak się czujesz? – zapytałam, znów siadając obok niego.
– Niezbyt dobrze... Boli...
– Nie dziwię się... Magia sprawia tylko problemy – mruknęłam. Sięgnęłam do skrzyneczki, którą przyniosłam, gdy czekałam na korytarzu. Wyciągnęłam z niej dość mocne środki przeciwbólowe.
– Połknij to, będzie ci lepiej... – delikatnie pomogłam mu usiąść. Był widocznie osłabiony, musiałam użyć sporo siły, bo mimo wszystko był mocno zbudowany. I ciężki.
Wsunęłam mu tabletkę do ust i sięgnęłam po czystą szklankę z ciepłą wodą. Przytknęłam mu ją do ust i trzymałam, póki się nie napił.
Gdy skończył, położyłam go.
– A teraz masz odpoczywać...
– Czemu tak się mną zajmujesz? – zapytał nagle. Na moment zamarłam.
– No cóż... Czy to nienormalne, że ktoś, kto odpowiada za wszystkich swoich podwładnych, uważa, żeby nie stało się nic komuś, kto ma duży potencjał i najwyraźniej też talent? Do tego jesteś młodszy ode mnie, więc jak na razie, póki ci się nie polepszy, będę traktować cię jak dzieciaka. Będziesz musiał to znieść i szybko się pozbierać. Gildia nie ma pożytku z nic nierobienia... A więc muszę postarać się, żebyś wyzdrowiał – dokończyłam, zakładając nogę na nogę. – A ty? Mam wrażenie, że się do mnie kleisz. Jak taki zagubiony szczeniak.



«Krystian?»

Od Krystiana CD Cynthia

No i zostawiła mnie samego. Sam na sam z doktorem-magiem. Kiedy uniósł dłonie nad moje ciało, blisko miejsca, gdzie była rana, złapałem go za ręce i spojrzałem na mnie wtedy. Wlepił wzrok w moje oczy. Nagle poczułem, jak całe moje ciało robi się ciężkie. Nie mogłem unieść ręki, nawet powieki były jak z ołowiu. No tak, rzucił czar, magia niewerbalna. Poczułem też, jak jakieś szydło zszywa mi usta. Więc będzie boleć, skoro nie mogę krzyczeć. Bałem się. Jeśli nie mogę się odzywać, to nie mogę zawołać Cysi ani powiedzieć, że boli i nie dam rady. Magik położył jedną dłoń bezpośrednio na ranie, drugą na moim czole umieszczając kciuk między oczami, na mostku nosa. Próbowałem zaprotestować, ale wydałem z siebie jedynie odgłos bezzębnego dziecka. Mag spojrzał jeszcze na mnie, po czym wzniósł oczy ku górze, tak, że z dołu widziałem tylko białka i zaczął śpiewać jakieś zaklęcie. Takiego bólu chyba jeszcze nie czułem. Szarpał każdym nerwem w moim ciele, atakował każdy obszar mojego organizmu. Nie wytrzymałem i straciłem przytomność. Za chwilę jednak znowu ją odzyskałem, wydałem z siebie kilka niemych krzyków, potem znów straciłem przytomność i znowu ją odzyskałem. Tak kilka razy podczas jednego seansu.

Obudziłem się zmęczony, ale z pełną władzą w ciele. Uchyliłem oczy i zobaczyłem lekarza siedzącego na krześle ze szklanką wody. Przewróciłem głowę do góry i zobaczyłem ją. Siedziała tuż obok, z upiętymi inaczej już włosami i patrzyła gdzieś w bok, opierając brodę na dłoni. Uśmiechnąłem się lekko, widząc ją. – Cysia... – wychrypiałem. Czemu ja tak szczerzę do niej japę? Mój przełożony, ale...
– Obudziłeś się – wstała z łóżka i spojrzała na mnie z góry.
– Nie idź, nie chcę. Zostań, proszę – złapałem ją za dłoń resztkami sił i zacisnąłem palce. – Proszę, Cynthia.



«Cynthia?»

Od Cynthii CD Krystian

No, wreszcie.
Wstałam i podeszłam do lekarza. Szybko wytłumaczyłam, o co chodzi. Włosami na razie się nie przejmowałam, chociaż ciążyły jak dwa wielkie talerze na głowie. Najpierw trzeba załatwić ważniejsze rzeczy.
Wróciłam do chłopaka.

– Teraz masz siedzieć spokojnie. I nie panikuj – nakazałam i zaczęłam ściągać bandaż. Lekarz na początek obejrzał tkankę dookoła. Gdy zaczął zabierać się za usuwanie wosku, chłopak się odsunął. Powstrzymałam lekarza, mówiąc, że ja się tym zajmę. Doktor się odsunął.
Jedną rękę położyłam na piersi, czubkami palców drugiej chwyciłam wosk za krawędzie odstające od rany. Zaczęłam powoli go odciągać, a gdy częściowo się odlepił, oderwałam go jednym ruchem, sprawiając, że chłopak podskoczył i zacisnął zęby. Mimo wszystko nawet się nie wydarł. Po jego ostatnich reakcjach nie tego się spodziewałam, musiałam to przyznać.
Oddałam pałeczkę lekarzowi. Żeby nie przeszkadzać, usiadłam na parapecie, pomimo zdesperowanego wzroku badanego. Chyba nie lubi lekarzy...
Zaczęło się badanie. Lekarz najpierw oglądał ranę, bez dotykania jej. Później zaczął ją lekko uciskać, aż wreszcie się zatrzymał. Po kilku chwilach mocno i zdecydowanie nacisnął na miejsce, które wydawało się najgłębsze. Spowodowało to krzyk chłopaka, nawet zaszkliły mu się oczy.
Natychmiast znalazłam się przy łóżku. Złapałam go i przytrzymałam, by się nie poruszył. Lekarz tymczasem zabrał już ręce.
– To rana magiczna – oznajmił. – Wytworzyło się w niej coś na kształt ciernia, który rozrywa i paskudzi ranę. Wygląda na to, że nie będzie możliwości, by go usunąć.
– A co może pan zrobić? – wcięłam mu się w słowo.
– Nie jestem specjalistą, jeśli chodzi o pozbywanie się takich ran, mogę na razie jedynie powstrzymać dalsze powiększanie się jej. – Spojrzał na mnie. Widocznie wykluczył prawo chłopaka do podjęcia tej decyzji samodzielnie.
– Niech będzie – zgodziłam się.
– W takim wypadku... Muszę prosić panią o opuszczenie pomieszczenia. Zrobię to od razu – ściągnął rękawiczki. Gdy wstawałam, N2 złapał mnie za rękę i spojrzał na mnie błagalnie. Mogłam jednak jedynie wyplątać się z jego uścisku i wyjść za drzwi.
Przynajmniej będę miała czas by wymyślić, jak inaczej mogę go nazywać.



«Krystian?»

Od Krystiana CD Cynthia

Zacząłem głaskać jej włosy i tulić je do policzka.
– Są takie mięciutkie i piękne... – szepnąłem zachwycony nimi. Jeszcze raz je pogłaskałem i przystawiłem do nosa. Z pewnością używała jakiś olejków, ale zapach mnie wręcz odurzył. Zapach olejków i jej naturalny zapach. – Są wspaniałe... – Zamruczałem. Spojrzałem na nią i posłałem jej szeroki uśmiech. – Chciałbym, żebyś to ty wyciągnęła ten wosk. Będzie boleć, prawda?
– Niestety musi
– Rozumiem. Postaraj się zrobić to delikatnie. I znowu przepraszam za słabość... – Czułem się tak głupio, no ale. Westchnąłem i położyłem się na plecach powoli. Patrzyłem na nią. – Zanim przyjdzie lekarz, mógłbym jeszcze pobawić się twoimi włosami? – nie czekając na odpowiedź, usiadłem i zacząłem pleść kłosa. Nauczyłem się tego w czasach kiedy sam nosiłem długie włosy. – Są naprawdę śliczne – pochwaliłem ją jeszcze raz i zamilkłem, skupiając się na wiązaniu. – Albo inaczej Ci je zwiążę! – wykrzyknąłem i uklęknąłem za nią. Zacząłem robić jej przedziałek. Bez szczotki było ciężko, ale jakoś musiałem dać radę. Podzieliłem jej włosy i zacząłem zbierać je w dwa kucyki. Wysoko, po obu stronach. Zacząłem, okręcając je wokół gumki robiąc dwa uszka pandy. Odwróciłem ją do siebie i zacząłem się śmiać. Chyba źle to odebrała, bo zaraz zrobiła naburmuszoną minę i już podnosiła ręce, żeby zerwać moje dzieło – Nie! Nie rób. Ja nie śmieje się z Ciebie, że to śmieszne. Po prostu się cieszę, bo wyglądasz trochę inaczej niż zwykle. Spójrz – podałem jej lusterko i spojrzałem na nią. – Podobasz mi się tak. W sensie ciekawie tak wyglądasz. Podoba Ci się? – zapytałem i poruszyłem uszkami. Nie zdążyła mi odpowiedzieć, ponieważ przerwało jej czyjeś chrząknięcie. Skierowałem wzrok w stronę drzwi i zamarłem. Lekarz... Zrobiło mi się nagle gorąco i coś jakby uderzyło mnie w twarz. –... Ja nie chcę... – Jęknąłem i schowałem się za Cysią – mikruskiem.



«Cynthia?»

Od Cynthii CD Krystian

Eh, co za dzieciak...
No, ale właśnie takim dzieciakom nie potrafię odmówić. Szczególnie tak zmaltretowanym i przerażonym jak on.
– Zostanę, ale najpierw muszę wynieść te bandaże, poinformować Ojca i iść po lekarza. Będziesz musiał jakiś czas sam tu siedzieć. I ani się waż wstawać – ścisnęłam jego palce, po czym zabrałam dłoń, wstając. Pozbierałam wszystkie rzeczy. Czułam, że odprowadza mnie wzrokiem aż do chwili, gdy zamknęłam za sobą drzwi.

Spalenie bandaży, powiadomienie Ojca, wysłanie kogoś po lekarza. Po tym mogłam, a raczej musiałam szybko iść się ogarnąć. Chodzenie w ciuchach służących mi za strój do spania nie było dobrym pomysłem. Szybko doprowadziłam się do porządku i założyłam spodnie z wysokim stanem i obcisły golf na długi rękaw. Coś trochę przymarzałam.
Włosy zebrałam w wysoki kucyk, nie mając ochoty ich na razie splatać. Musiałam szybko wrócić do N2...
...To wciąż brzmi idiotycznie, nawet w myślach. I to chyba nie było jego prawdziwe imię...
Wracając do niego, wzięłam ze sobą wodę. Na pewno był spragniony.

Wróciłam do niego szybko. Na szczęście wciąż leżał.

– Jak się czujesz? – zapytałam, siadając obok niego i nalewając wodę do szklanki.
– Dobrze... – odpowiedział, próbując usiąść. Pomogłam mu od razu.
– Postaraj się siedzieć prosto i nie schylać, bo zaboli – nakazałam, wciąż trzymając rękę na jego plecach i dając mu szklankę. Wypił duszkiem.
Potem zmusiłam go do położenia się.
– Za chwilę powinien przyjść lekarz... Będziesz musiał dać mu to zbadać. Będzie bolało, bo trzeba usunąć wosk – dodałam. Chłopak się skrzywił, wcale mu się nie dziwiłam. – Mogę wyciągnąć to albo ja, albo lekarz. I gwarantuje ci, że ja zrobię to delikatniej... Co robisz? – zapytałam zdziwiona, czując lekkie ciągnięcie za włosy. Gdy spojrzałam w dół, okazało się, że chłopak bawił się kosmykiem moich włosów…



«Krystian?»

Od Krystiana CD Cynthia

Odetchnąłem trochę i zamknąłem oczy. Czułem się słaby. Coś uwierało w ranie, więc sięgnąłem, żeby to wyciągnąć. Wtedy dostałem po łapach od niej. Skierowałem na nią swój wzrok, w którym zawarłem nieme pytanie.
– Nie ruszaj, śpij – odezwała się spokojnie. Zanim zasnąłem, poczułem, jak swoimi chłodnymi dłońmi głaszcze moje czoło i policzki. Ale mi było dobrze... Usnąłem w końcu z głową na jej kolanach.

Obudziłem się rano z mokrą szmatką na głowie. Otworzyłem oczy i odwróciłem głowę w bok. Cysia na wpół leżała obok mnie i spała. Wyglądała na zmęczoną. Zaczesałem kosmyki jej ślicznych włosów za ucho. Ale właściwie co ona tu robiła? Pamiętam, że w nocy strasznie mnie coś bolało i że była tu moja matka. Pff, ta kobieta ma mnie gdzieś, to z pewnością był sen. No dobrze, ale co ona tu robi? Chyba nie pomyliła pokojów. Poczekam chwilę, nie będę jej budził. Coś musiało ją wykończyć. Ale wyglądała jak anioł i była taka niewinna. Przyglądałem się jej zachwycony nią dopóty, dopóki nie poruszyła się i nie zaczęła budzić. Wtedy skierowałem wzrok na sufit, że wcale na nią nie patrzyłem. Kątem oka spojrzałem na nią i nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu.
– Dzień dobry – przywitałem ją cicho. Spojrzała na mnie i mruknęła coś w odpowiedzi.
– Jak się czujesz? – zapytała, siadając i przeciągając się.
– Normalnie, a jak mam się czuć? – zapytałem ze śmiechem.
– W nocy zawołałeś mnie do siebie. Miałeś wysoką gorączkę, majaczyłeś i chyba bredziłeś, aczkolwiek kiedy mówiłeś, że się boisz, wydawałeś się zupełnie szczery.
– Co? Jak to? Dlaczego?
– Chyba kiedy się tak gimnastykowałeś, naruszyłeś ranę. Strasznie krwawiłeś.
– Wkręcasz mnie, na pewno. Jakiś żart na nowym. O nie, nie dam się.
– Słuchaj, to żaden żart. Spójrz na te bandaże i na swoją ranę. Musiałam zalać ci ją woskiem. Spójrz na swoją twarz. Masz ślady łez na policzkach. – Zamurowało mnie. Spojrzałem na bandaż i dotknąłem miejsca rany, faktycznie miało inną fakturę. Spojrzałem na przesiąknięte bandaże i otarłem twarz. Zrobiło mi się tak wstyd. Pewnie ją obudziłem tymi swoimi jękami, no i przyznałem się do strachu przed szefem. Super.
– Ehe... Ja bardzo przepraszam za tą słabość. To się z pewnością już nigdy nie powtórzy. Chyba jednak wrócę do stajni. Przeszkadzam tu, sprawiam problemy w budynku. A tam co najwyżej konie pobudzę. – Wstałem, żeby zebrać swoje rzeczy, kiedy mocno posadziła mnie z powrotem na łóżku.
– Głupi jesteś?! Przecież gdybym cię nie usłyszała, nie wiem, jakbyś teraz wyglądał. Są szanse, że by ciebie już nie było. Przestań gadać głupoty i kładź się. Nigdzie nie idziesz. Musi zobaczyć cię lekarz, pewnie będzie trzeba wyciąć tę tkankę. Ale przede wszystkim porządnie ją zbadać. – Patrzyłem na nią jak karcony dzieciak.
– Przepraszam, Cysiu. Masz rację, jestem głupi – potwierdziłem i położyłem się. – Ale mogłabyś ze mną zostać i dotrzymać mi towarzystwa...? Zwłaszcza podczas wizyty lekarza? – poprosiłem cicho i złapałem ją za dłoń.



«Cynthia?»

Od Cynthii CD Krystian

W środku nocy nagle się ocknęłam. Ktoś mnie wołał... I wołał charakterystycznie. Tylko jeden idiota nazywał mnie Cysia.
Natychmiast się zerwałam i na palcach pobiegłam do jego pokoju. Na tyle, na ile się na nim poznałam, miałam przeczucie, że nie wołałby mnie bez powodu.
Bez pukania weszłam do pokoju. Od razu zauważyłam, że N2... Człowieku, jakie to idiotyczne, to przezwisko. Będę musiała coś wymyślić, tak jak on wymyślił „Cysię”. Nie przeszkadzało mi to, ale jeszcze się nie przyzwyczaiłam.
Widziałam plamy krwi na bandażu, ściekające po nim aż na łóżko. Musiał to naderwać, gdy się wtedy przeciągnął...
Podbiegłam do niego, klękając przy łóżku.
– Chłopie, musi obejrzeć cię lekarz... – złapałam go za nadgarstek, by unieruchomić jego rękę.
– Mamo... – usłyszałam jego szept. Spojrzałam na niego zaskoczona, a po chwili położyłam dłoń na jego czole. Bardzo gorączkował, musiał majaczyć. Ta rana naprawdę była groźna.
Wstałam szybko i ruszyłam po świeże opatrunki i wszystko, co by się przydało. Słyszałam, jak woła mnie jak matkę. Chyba widział ją zamiast mnie...
Szybko zabrałam bandaże i wszystko, co potrzebne. Dodatkowo, by zapobiec krwotokowi, zabrałam pszczeli wosk. Będzie bolało, ale pomoże. I drewniany knebel też się przyda...
Ścisnęłam wszystko w kieszeniach koszuli, ale dodatkowo wzięłam miskę z gorącą wodą i szmatkę do oczyszczenia go z krwi.
Gdy wróciłam i odstawiłam miskę koło łóżka, skupił na mnie rozbiegany wzrok. Zapaliłam świece i postawiłam na specjalnym stojaku miseczkę z woskiem, by się rozpuścił.
Potem zaczęłam ściągać bandaż. Nagle, nie widziałam nawet dlaczego, chłopak zaczął się rzucać, dysząc i prawie krzycząc. Musiałam mocno go trzymać, użyć całej siły, by dać rady go jakoś uspokoić. Walczyłam z nim kilka minut, zatykając mu usta dłonią, by nie budził innych.
Wreszcie jakoś się uspokoił, patrząc na mnie jak spłoszone zwierze. Chwile go jeszcze trzymałam, po czym delikatnie puściłam.
– Spokojnie, nie panikuj.... – zaczęłam powoli ściągać przesiąknięty krwią opatrunek.
– Cysia... – zawołał mnie, tym razem już poprawnie mnie rozpoznając. – Zostań ze mną, boję się...
– Tak, tak. Najpierw muszę zająć się twoją raną, więc nigdzie nie idę. Leż spokojnie – nakazałam, ściągają klejący się bandaż. Skrzywił się, gdy wpół zaschnięta krew oderwała się od rany.
Chwyciłam szmatkę i zaczęłam przemywać ranę.
Gdy było mniej więcej dobrze, zwróciłam się do niego.

– Teraz musisz leżeć bardzo spokojnie... Zagryź to – wsunęłam mu w usta kawałek drewna i docisnęłam do niego jego dolną szczękę. Wzięłam miseczkę z płynnym już woskiem i zaczęłam mieszać go patyczkiem. Uklęknęłam na łóżku i przycisnęłam go kolanem. Chciałam zrobić to jak najszybciej...

Przechyliłam miskę i zalałam ranę woskiem. Podskoczył gwałtownie, musiałam mocno go trzymać. Widziałam, że mocno zaciska zęby i łzy lecą mu po policzkach. Znalazłam ten ból...
Szybko wylałam całość, aż przelało się na skórę. Ściereczką powycierałam nadmiar i dalej go trzymałam, aż wosk zastygł. Teraz krwawienie nie powinno być już możliwe.
Podniosłam go lekko i szybko założyłam bandaż.
Podłożyłam ręcznik na krwawą plamę i zabrałam knebel. Broda mu się trzęsła.
Pilnowałam, by się nie kulił. Obmyłam ręce w misce i usiadłam obok niego.

– Śpij, to szybciej przestanie boleć – nakazałam. Spojrzał na mnie jeszcze raz i zaczął przesuwać się do mnie. Oparł głowę na moim udzie, poczułam wtedy, jak bardzo jest gorący. Położyłam chłodną dłoń na jego czole…



«Krystian?»

Od Krystiana CD Cynthia

Kiedy wyszła, faktycznie poszedłem szukać biblioteki. Do pokoju wróciłem ze stosem różnych opowieści, ale też przepisów. Te książki były fantastyczne i jeszcze ich nie znałem.

Kiedy skończyłem jedną z nich, wziąłem kredki i na ścianie zacząłem rysować scenę, która najbardziej mi się spodobała. Lodowy drakkar z tronem na pokładzie, na którym siedziała figura człowieka z lodu. Wcześniej poszedłem po książkę z łodziami, aby odnaleźć ten typ i jak najwierniej go odwzorować. Kończyłem właśnie wypełniać kolorem smoczą głowę na dziobie, kiedy usłyszałem jej kroki. Weszła do mojego pokoju, czułem jej wzrok na sobie. Siedziałem w samych spodniach, bez koszuli, żeby jej nie urodzić. Nie przerywałem pracy, póki nie poczułem jak kuca obok i patrzy na rysunek. Wtedy przerwałem i odwróciłem do niej głowę z uśmiechem.
– Śliczny szal.
– Dziękuję – mruknęła. – Co to?
– Scena z ostatnio przeczytanej książki. Spodobała mi się. Ojej...
– Co się stało?
– Chyba nie powinienem malować po ścianach, prawda?
– Może nie powinieneś. Ale na razie nic nie mówię. – Uśmiechnęła się lekko. Wstałem i przeciągnąłem się. Syknąłem, kiedy poczułem rwanie w okolicy rany. Złapałem się wtedy za bok. – Głupek – skomentowała i ruszyła do wyjścia. – Idź dziś spać, jutro twój dyżur w stajni.
– Jasne, dziękuję za troskę. Dobranoc, Cysiu. – Posłałem jej ciepły uśmiech. Wyszła z pokoju, jakby go nie widziała. Wstałem zamknąć za nią drzwi i wróciłem do rysowania. Skończyłem w środku nocy, kiedy został tylko lekko tlący się ogarek świecy. Położyłem się, ale nie umiałem zasnąć. Rana bolała strasznie, wyrywając z mych ust jęki i stęki. Kręciłem się, próbując znaleźć pozycję, w której najmniej lub wcale nie bolało. Pociłem się strasznie, a ból nie ustępował. Nawet kiedy wziąłem prochy, to odczuwalnie słabszy ból był może przez trzydzieści minut. Zacząłem wołać cicho na zmianę matkę i Cysię. Obie majaczyły mi przed oczami. Kopałem kołdrę, było mi gorąco. Czułem też, że bandaż mam cały przesiąknięty.
Wołałem o pomoc coraz głośniej. A co jeśli śpi i ją obudzę?



«Cynthia?»

Od Cynthii CD Krystian

Znów przyklęknęłam przy nim, tym razem tylko lekko odsuwając bandaż, żeby jeszcze trzymał się z maścią. Tkanka dookoła wciąż była mocno zaczerwieniona.
– Z tym naprawdę jest coś nie tak... Nie będę już nawet próbowała cię przekonać do cięcia, ale trzeba coś z tym zrobić. Jeśli wda się poważne zakażenie, będzie źle – poprawiłam bandaż i wstałam. - Widziałam, że zainteresowałeś się stajnią i końmi. Dlatego od jutra będziesz się nimi zajmował. Jeśli dobrze ci pójdzie, niedługo przyjmiesz pierwsze zlecenie. Jeśli ci się teraz nudzi, możesz wziąć sobie coś do czytania z biblioteki. Jakbyś chciał coś ode mnie, będę w stajniach. Mam dzisiaj dyżur – poinformowałam i ulotniłam się z pokoju.
W stajniach zajmowałam się najpierw ściółką, a potem samymi końmi, które aktualnie się tam znajdowały. Nie było ich dużo, szybko się uwinęłam.
Jedyne, co miałam później do roboty, to porządkowanie zleceń i wzięcie sobie jakiegoś. Nie chciało mi się zbytnio męczyć, szczególnie ze wciąż bolącą ręką, więc wybrałam szukanie zaginionej owcy w pobliskim zagajniku. Można było to też uznać za miły spacerek.
Do domu wróciłam dość późno. Zwierze znalazłam, zaciągnęłam do odpowiedniego gospodarstwa, w podzięce otrzymując nie tylko zapłatę, ale i śliczny wełniany szalik. Babuleńka, która była właścicielką, była wielce szczęśliwa, widząc znów swoje zwierze.
Wieczorem zrobiło się chłodno i okazało się, że szal był na tyle duży, by służyć za okrycie ramion. I do tego taki ciepły...
Po drodze do siebie jeszcze do niego zajrzałam…



«Krystian?»

Od Krystiana CD Cynthia

– Cysia… A czy możesz pożyczyć mi zestaw do szycia i jakieś guziki? – zapytałem cicho, patrząc w jej stronę szczenięcymi oczkami. – No i jeszcze raz chcę ci podziękować oraz przeprosić. Dbaj o siebie, proszę, jesteś dużo cenniejsza ode mnie.
– Dobra, dobra. Daj misia to, jak później przyjdę, to oddam ci go naprawionego.
– Zrobisz to dla mnie?
– No, przecież zaproponowałam ciołku – skarciła mnie i wywróciła oczami. – Ale masz leżeć i odpoczywać. Nigdzie nie wychodzić i nie łazisz już za mną.
– Oczywiście! – zasalutowałem i roześmiałem się szczęśliwy i rozbawiony. Wyciągnąłem się po śniadanie i plecak. – Nie otruję się? – zapytałem, patrząc na to. Prychnęła tylko urażona i wyszła po tym, jak rzuciłem jej misia. Byłem taki szczęśliwy, że nie umiałem usiedzieć w miejscu. Jak tylko zjadłem, przespacerowałem się oddać talerz do kuchni i poszukać jakiś materiałów do rysowania. Miałem dziś tak dobry humor.
Kiedy znalazłem ołówki i kredki wróciłem do pokoju. Usiadłem na łóżku, opierając się o ścianę i zacząłem z pamięci rysować ogierka, który chyba należał do Dziedzica. No cóż, on mi się tak spodobał. Westchnąłem trochę rozczarowany, że pewnie nigdy go nie dosiądę. Starałem się jak najwierniej odwzorować rysunek.
Kończyłem właśnie ogiera, kiedy usłyszałem jej kroki. Podekscytowany odłożyłem szkicownik i ołówki. Zniecierpliwiony zacząłem kręcić się na łóżku. Kiedy weszła, od razu zacząłem rozglądać się za misiem. Wyciągnęła go zza pleców i pokazała mi go. Miał dwie nowe łatki i śmieszne guzikowe oczy. Jakoś tak przycisnąłem go mocno do siebie i uśmiechnąłem się, szeroko zamykając oczy.
– Podoba się?
– Oczywiście, bardzo dziękuję! – wykrzyknąłem i objąłem ją, nie wstając.
– Ej, puszczaj mnie!
– Przepraszam, najmocniej przepraszam... ! – Natychmiast ją puściłem i odsunąłem się. – Proszę mi wybaczyć… – wstałem i skłoniłem się jej. – Ale on jest teraz taki ładny i nowy – i pachnie jej perfumami… Co? Pff, no i co? Przecież go naprawiała, wiadomo, że tak się stanie. Szybko wywietrzeje.
– Siadaj, obejrzę ranę, jak tu jestem – usiadłem, kiedy kazała mi to zrobić i posłusznie podwinąłem koszulę. Uśmiechałem się jeszcze szczęśliwy.



«Cynthia?»