sobota, 17 marca 2018

Od Horyzont – Nostalgio, całuj

Horyzont siedziała przy ognisku, grając delikatną, melancholijną melodię. Nie musiała spoglądać na instrument, gdyż doskonale znała ruchy do tej piosenki, dlatego jej wzrok wylądował na pochłanianych przez ogień drwach. Wokół niej trwała głęboka leśna cisza przerywana dźwiękiem zapadającego i palącego się drewna z ogniska, muzykę i szelest pobliskich drzew. Noc bardzo ślamazarnie przekształcała się w świt, dając tylko pozorność rozjaśniania się nieba.
Nie mogła spać, nie potrafiła, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć, w końcu i tak na ten czas przypadała jej warta. Męczyły ją myśli o przeszłości, choć nie tyle wiązały się z lękiem przed tym, czy ta ją kiedyś dogodni, ile z sentymentem i tęsknotą do swojej głupoty, naiwności i niewiedzy z tamtego czasu, która dawała jej wrażenie szczęścia i bezpieczeństwa. Tęskno jej było do bliskości drugiej osoby w ten romantyczny, choć nie tyle seksualny, sposób, tej bliskości, której zaznaje się tylko ze swoją miłością. Chciałaby powiedzieć, że tęskno jej do Esme, w jakimś stopniu była to prawda, ale tylko w drobnym; wróciłaby tylko do tej wersji Esme z czasów, kiedy Horyzont jeszcze była zaślepioną Fahri, różą, która okropnie zakochana, bardzo wierzyła we wzajemność uczucia brunetki. Czyli Horyzont musiałaby wrócić do dawnej siebie wierzącej w bezwarunkowość uczucia między kochankami, co było już niemożliwe. Nie wiedziała dokładnie, czy brakuje jej swojego zauroczenia bądź zakochania, którego tak dawno nie dostąpiła, czy może pozytywnych skutków tego uczucia z kiedyś.
Jej uczucia i przekonania odnośnie tematu miłości były dość mieszane i nie bardzo wiedziała, jaki ma na to pogląd. Nie wiedziała, czy wierzy w faktyczną, romantyczną miłość na całe życie i jej albo po prostu się nie udało, albo historia Fahri jest nieskończona, czy może miłość to tylko uczucie, które jest motywacją dla zwierząt i ludzi do życia i rozmnażania się i niczym więcej. Nie zmieniało to faktu, że w tamtym momencie potrzebowała bliskości, nawet jeśli fizycznej, aby zapomnieć o swoich myślach, które kumulowały się w okolicach brzucha i stóp, co kończyło się przebieraniem i miętoszeniem powietrza i trawy palcami u stóp.
Zbliżała się trzecia nad ranem, gdy Horyzont oparła mandolinę o pień, który miała na wyciągnięcie ręki, wstała i dorzuciła drewno do ognia. Było jej zimno w bose stopy, mimo wiosny i gorącego poprzedzającego dnia, tej nocy było chłodno. Białowłosa przeciągnęła się, unosząc ręce do góry. Zrobiła skłon, by potrzeć o lekko zmarznięte stopy.

Przed czwartą zmieniła ją Ljanii. Kiedy podeszła, okryła ramiona elfki szorstkim kocem, gładząc jej plecy i pytając, czy wszystko dobrze. Horyzont pokiwała głową z delikatnym, zaspanym uśmiechem. Siedziały w ciszy, patrząc, w przypadku krasnoludki na przygasający żar ogniska, w przypadku elfki na korony drzew, które okrywał szary, chłodny świt. Przed linią drzew zaczęła unosić się poranna mgła. Białowłosa uśmiechnęła się – uwielbiała świt i mgłę, która mu towarzyszyła...

Obudziła się, gdy słońce było już dość wysoko na niebie, jak na przedpołudnie. Podniosła się, siadając i przecierając palcami powieki. Koc zjechał na jej nogi. Rozejrzała się i zobaczyła Ljanii, która pakowała wszystkie rzeczy do ich torb podróżnych. Białowłosa ponownie przetarła twarz i zobaczyła koło siebie przygotowane śniadanie, które składało się z chleba i jajecznicy. Uśmiechnęła się pod nosem.
– Skąd wzięłaś jajka, co? – Sięgnęła po patelnię, drewniany widelec i nierówno pokrojony chleb.
– Ma się swoje sposoby. – Krasnoludka spojrzała na swoją towarzyszkę, wciąż zapinając rzemienie napchanego plecaka i uśmiechnęła się.
– Czy do tych sposobów nie mogły zaliczać się też jakieś przyprawy?
– Nie ma za co, elfko.

Właśnie to doceniała w Kingfall – zapach wiosny i jesieni. To, że te dwie pory roku były tak charakterystycznie odczuwalne i przyjemne dla tego zimnego kraju. Odkąd podróżuje i mieszka w tej krainie, tak bardzo docenia obie te pory roku, które przynoszą ulgę po dwóch ciężkich porach roku. W Delii przez większość czasu panowała podobna temperatura, a śnieg padał tylko w niektórych rejonach i szybko znikał, dlatego pory roku były raczej tylko formalnością. Elfka przystanęła, przymknęła powieki i odetchnęła głęboko, delikatnie unosząc kącik ust do góry. Znalazła małe jeziorko i usiadła na kamiennym brzegu. Zamoczyła stopy, na które dalej nie włożyła butów i zaczęła podwijać nogawki spodni, aby wejść trochę dalej do wody. Odkręciła zakrętki każdego z bukłaków i weszła do wody. Była lodowata, aż zabolały ją stawy, jednak szła dalej. Zatrzymała się i zaczęła napełniać naczynia. Gdy napełniła je aż po brzegi, zawiesiła je na szyi i pochyliła się, aby obmyć twarz, kark i ręce. Żałowała, że nie miały mydła, gdyż skończyło się po drodze, a w tamtym momencie czuła, jak bardzo chciałaby się wykąpać. Ale jeszcze parę godzin i będą mogły wynająć pokój w tawernie w mieście, do którego zmierzały, i porządnie się wykąpać.
Wróciła do obozowiska i pomogła Ljanii w pakowaniu, choć nie było już za bardzo w czym pomóc. Przyniosła swoje buty bliżej krasnoludki, podała jej bukłaki i włożyła buty. Podniosła swój pakunek i powiesiła go na swoich barkach. Wzięła mandolinę do ręki i gdy wyruszyły, zaczęła grać na niej.
Gdy szły poboczem szlaku do miasta, natrafiły na wóz dostawczy, który jechał w tę samą stronę. Horyzont przestała grać i spojrzała na woźnicę, tworząc z dłoni daszek nad oczami, lecz wciąż mrużąc oczy od rażących promieni słońca. Elfka zapytała, czy mężczyzna zabrałby je do miasta. Na początku zdawał się nie zwracać na nie uwagi, lecz gdy usłyszał pytanie, uśmiechnął się miło i pokiwał głową. W głębi liczył na umilenie podróży muzyką mandoliny. Dziewczyny wsiadły na tył wozu z sianem, Horyzont przez belkę z boku a Ljanii idąc dookoła i siadając na brzegu ze zwisającymi nogami obok tylnych kół. Elfka usiadła ze skrzyżowanymi nogami zaraz obok swojej towarzyszki. Zaczęła grać na mandolinie, a po chwili dołączyły się również skrzypce i pogwizdywanie mężczyzny do rytmu. Uśmiechnęła się pod nosem.
Kiedy dotarły do miasta, zeskoczyły z wozu i ukłoniły się w taki sposób, jak robią po zakończonym występie. Podziękowały woźnicy, który uśmiechnął się tylko i odjechał. W mieście znalazły się chwilę przed południem. Ruszyły przed siebie w poszukiwaniu idealnego miejsca na występ. Poprzedniego dnia postanowiły, że zostaną parę dni w mieście, aby odpocząć w tawernie, na którą zbierały od paru występów. Chciały zjeść porządny posiłek, wykąpać się w gorącej wodzie z różnymi olejkami zapachowymi i może znaleźć kogoś od masażu.
Znalazły miejsce w bogatszej dzielnicy, gdzie był większy ruch i rozpoczęły występ. Horyzont usiadła na jakimś znalezionym przez siebie drewnianym pudełku i wyciągnęła zza pleców mandolinę. Zaczęła grać i część ludzi się zatrzymała, ale nikt nie był szczególnie zainteresowany. Elfka dla przykucia uwagi stworzyła wokół swoich palców i instrumentu jakby iskrzącą miedzianozłotą poświatę. Krasnoludka poprowadziła krótki monolog do publiczności zachęcający do zostawienia paru monet – najlepiej złotych jak magia jej towarzyszki. Po chwili muzyka przycichła i pojawiła się początkowa krótka scena z przedstawienia o Królewnach. Dopiero przy drugiej pojawiła się opowieść Ljanii. Ludzie i nie tylko zaniemówili, część się oburzyła, ale był to stosunkowo mały odsetek widowni. Już po chwili zaczęły się pojawiać liczne monety, które po prawdzie rzadko były złote czy nawet srebrne.
Wystąpienie się zakończyło i wokół unosił się dźwięk aplauzu i wiwatowania. Podróżniczki uśmiechały się, kłaniając widowni.


« Stworzeniu? || Jak zapoznasz się z Horyzont? Również będziesz występować na ulicy? Czy może będziesz bardem, którego kiedyś poznała? Albo skrytobójcą wynajętym przez członka rodziny osoby, którego kiedyś zabiła? Może i wszystkim na raz? »

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz