sobota, 10 marca 2018

Od Leonardo CD Joe

Przez ostatnie pół roku dni Leonardo mijały niezwykle rutynowo, co jakiś czas jedynie dostarczając mu pomniejszych rozrywek, takich jak na przykład bal, czy list od przyjaciela. Gdy tylko mógł, opuszczał swoje zajęcia z wielkim zadowoleniem, które starał się ukryć. Był znudzony swoimi obowiązkami, na jego miejscu każdy dostałby szału, gdyby przez sześć długich i często samotnych miesięcy, miał czytać listy o różnej treści, decydować o podatkach, a także robić wiele innych nudnych rzeczy. Z dnia na dzień było mu coraz ciężej, chciał zatrudniać znawców konkretnych dziedzin, jednak ostatecznie zawsze stwierdzał, że jest przecież królem, nie może znowu wyręczać się innymi. Tym sposobem dalej wewnętrznie cierpiał, powoli rezygnując z rozrywek i bliższych relacji. Jego mężczyzna wyjechał, pozostawiając dużą pustkę w sercu Leo, ich córka często wyjeżdżała, ona w końcu też miała swoje życie, a jego przyjaciele jedynie wysyłali mu listy. Co do braci i oni mieli obowiązki książąt, w tym Vincent, który cały czas był przy starszym bracie. Mężczyźni mieli ze sobą dobre relacje, jednak w większości sytuacji były to niestety te związane z królestwem. Przez taką kolej rzeczy długowłosy powoli gasł i tracił radość z otaczających go rzeczy, jednak zawsze niedługo po takim wydarzeniu, przychodziła wieść, że już nie trzeba się martwić. A to jakieś święto, list, zaproszenie, okres godowy jakichś stworzeń, spotkanie towarzyskie, powrót Ruby i wiele, naprawdę wiele więcej wydarzeń. Można pomyśleć, że jak król może narzekać, mając tyle okazji do wymigania się od obowiązków. No niestety, w ciągu sześciu miesięcy nie było tego najwięcej, w końcu w zimę i mroźne dni każdy skupia się na sobie i swoim królestwie. Mimo tego czekał. Czekał na jakieś preteksty, by opuścić pałac. W oczekiwaniu na nie pełnił swoje obowiązki, z Vincentem u boku. Raz przebywali na zamku w wodzie, raz na lądzie, nie chcąc pomijać żadnego, w końcu ich rasa należała też w drobnej części do stałego lądu, chociażby przez zmianę w człowieka. Tego dnia akurat przeglądali wykaz urodzeń dzieci w państwie, chcąc porównać urodzenia w wodzie i na ziemi. Liczba tych drugich szybko się podwyższała, co nie tylko cieszyło Leo, ale i go martwiło. Akurat zastanawiał się z młodszym bratem nad powołaniem rady odnośnie tej sprawy, gdy usłyszał pukanie. Po tym wszystko działo się już tak szybko, a przynajmniej dla władcy, którego serce i mózg dostały zamroczenia. W jednym momencie ma zmartwienia, a w drugim widzi kogoś, za kogo oddałby to, co ma najcenniejszego, za kogo dałby sobie pokroić ogon. Cierpliwie zaczekał na wyjście niebieskowłosego chłopca, a gdy to nastąpiło, już z ledwością powstrzymywał krzyk zadowolenia. Gdy znalazł się w objęciach ukochanego, nie mógł go puścić, tak mocno go trzymał i przytulał, niezwykle stęskniony i przeszczęśliwy. Nie przeszkadzał mu brud, nieco odpychający zapach, ani nic innego, co sprawiało, że nikt nie wziąłby Wilczka za królewskiego partnera. Joe mógłby mieć teraz wszy i świerzb, a Leonardo i tak trwałby w tym uścisku, chcąc w nim pozostać na kolejne pół roku. Czując szorstką i tak niezwykle wyczekiwaną dłoń, zamknął oczy i wtulił się w nią, chcąc chłonąć każdy jego dotyk. Sam trzymał się kurczowo jego ubrań, nie mogąc się już doczekać większej ilości pocałunków i rozmów.
– Nie wiesz, jak bardzo tęskniłem – wyznał cicho, znów się przytulając do ciemnowłosego i go muskając w szczękę. – Tak bardzo chciałem wiedzieć, co się z tobą dzieje. Bogini mówiła, że mieliście kilka trudnych dni, jednak zapewniała, że ty jesteś żywy. A to najważniejsze, byś był cały i zdrów. Jesteś zbyt ważny dla mnie, by gubić się na morzu.
Leoś chwycił dłoń wilkołaka i pocałował jej wierzch, czekając na jego ruch. Doczekał się go, w postaci kolejnego, chociaż krótkiego, pocałunku, a następnie uśmiechu i mocnego uścisku. Właśnie tego obydwoje pragnęli od dłuższego czasu.
– Nie mógłbym do ciebie nie wrócić – wyjaśnił starszy z mężczyzn, opierając swoje czoło o czoło partnera. – Ale muszę ci wyznać, że mam dość wody. Chcę teraz tylko zostać z tobą i Ruby. Na resztę przyjdzie czas.
– Musisz jeszcze wytrzymać spotkanie z wodą – zaśmiał się król. – Musisz być bardzo zmęczony po podróży, a nic nie robi lepiej na zmęczenie, niż ciepła kąpiel, jedzenie i masaż, w wykonaniu ukochanego mężczyzny. Mamy jeszcze trochę czasu przed powrotem Księżniczki, dlatego każę przygotować dla ciebie kąpiel. Oh, Wilczku, nie masz pojęcia, jak się cieszę, mam ci tyle do opowiedzenia, tyle do nadrobienia…
Tryton nie wydawał się przekonujący, bowiem mówiąc to, dalej miał na twarzy jedynie lekki uśmiechem. Dało się to jednak poznać po oczach, które śmiały się i cieszyły niczym te małego dziecka. Były przepełnione wyrazem miłości do swojego rozmówcy. A on, Joe, jakby widząc to, pozwalał sobie patrzeć w nie cały czas, co uszczęśliwiało Pana Morskiego Kraju.
– Jestem już przy tobie, będziemy mieć dla siebie mnóstwo czasu – powiedział, ostatni raz ściskając fioletowowłosego. – I ja się cieszę. Tęskniłem za moją rodziną.
Wychodząc, mężczyźni trzymali się pod ręce. Leo ze zwykłą, poważną miną, a Joey, dopasowując się do tego, by wszystko wyszło tak, jak powinno. W trakcie spaceru do dużej komnaty króla rozkazał on przygotować najlepsze mięso, jakie mają, przyszykować kąpiel z płatkami kwiatów i esencją sosny, a także powiadomić Ruby, gdziekolwiek się znajdowała.
– Nasza córka pewnie cię nie pozna, taki owłosiony się stałeś – stwierdził zwyczajnie tryton, co miało być oczywiście żartem. – Załatwimy ją w kąpieli. Gdy wyschniesz, zadbam o ciebie. Do końca dnia zarezerwuję dla ciebie czas. Jesteś moim priorytetem.


« Joe? »

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz