piątek, 23 marca 2018

Od Leonardo CD Kiku

Grovtvann jest państwem wymagającym ciągłej adoracji władcy. Bycie jego reprezentantem wiąże się z wieloma obowiązkami, od których nie można się odsunąć, jest się z nimi związanym. Dzień wytchnienia jest rzadkością, którą z chęcią wykorzystuję na opuszczenie murów zamku, najchętniej z rodziną, jednak nie mogłem oczekiwać od bliskich, że będą na moje zawołanie, bo akurat mam wolny dzień. Mieli oni swoje sprawy, które rozumiałem i szanowałem. Gdy akurat trafił mi się taki dzień, w którym nie miałem na głowie żadnych spraw związanych z królestwem, już z samego rana postanowiłem udać się na spacer. Niestety, moimi jedynymi towarzyszami mogli zostać w tym czasie strażnicy, bowiem mój ukochany wyruszył w sprawach handlowych do innego państwa, a córka wraz z najmłodszym bratem udali się do miasta pod wodą, chcąc zobaczyć migrację pewnego gatunku ryb, na którą akurat był czas. Zawsze mogłem zabrać ze sobą jeszcze Vincenta, jednak on był równie zabiegany co ja, dlatego nie chciałem mu przerywać spania, wiedząc, że będzie dzisiaj regenerować energię na przyszłe zadania. Nie chcąc prosić o towarzystwo nikogo innego, zaraz po śniadaniu udałem się do lądowej części zamku, by tam włożyć na siebie cienką, niebieską szatę ze zdobieniami w kolorze pomarańczy. Po dodaniu kilku dodatków w postaci biżuterii oraz butów byłem gotowy do wyjścia. Zawołałem dwóch rosłych strażników, już wcześniej poinformowanych o zaplanowanym wyjściu. Udaliśmy się do miasta na wyspie należącej do Wodnego Królestwa, na której żyli ci, którzy zapragnęli wyjść za kogoś spoza istot wodnych. Sjogronn, ta właśnie wyspa, pozwalała im na zakładanie rodzin na lądzie, zachowując przy tym stały dostęp do wody. Nie była ona duża, jednak nie mieliśmy z tym problemu, wszyscy spokojnie znajdowali kąt dla siebie. Poza tym, dzięki temu mieliśmy tu różnorodność ras, co było potrzebne w tym państwie. Liczyłem, że moi poddani przekonają się do innych stworzeń, do których byli wrogo nastawieni, woleli się oni zamykać na kraj półryb i morskich istot. Przeszkadzało mi to, bowiem sam byłem spokrewniony z kimś spoza kraju, przyjaźniłem się z takimi osobami, kochałem je... Uwielbiałem też moich poddanych, nieważne skąd pochodzą. Mieliśmy na wyspie nawet ogra, który z jedną z syren spłodził córkę! I jak tu się oprzeć takiej słodyczy? Mała była cudowna, nieważne, z jakich ras powstała. Ze szczerym uśmiechem witałem poddanych z tego rejonu, gdy przechodziłem przez kawałek zabudowań do niewielkiego lasu po jednej ze stron wyspy. Roślinność i zwierzyna była tam skromna, jednak starałem się to polepszyć. Byłoby miło, gdybyśmy mieli też różne okazy flory i fauny. Wiedziałem, że będę musiał poprosić kogoś, by udał się po specjalistę od kogoś w tych sprawach. Na razie podziwiałem jednak zwyczajne wiosenne kwiaty oraz króliki i jeże, budzące się do życia. Zaczynało się robić coraz cieplej, dlatego nic dziwnego, że zwierzęta zaczynają się budzić. Przyjemnie się na to patrzyło, korzystając jednocześnie z uroków słońca. Spacer bardzo mnie cieszył, pozwalał zapomnieć o duszności dworskich sal i zamknięciu. Chciałem zajść, jak najdalej się dało, by później, jak najdłużej wracać. Wiedziałem, że w kilku miejscach przepływa woda, dlatego nie musiałem martwić się o odwodnienie. Wiedziałem też, że zbliżamy się do jednego z takich punktów. Nie byłem zaskoczony dochodzącym stamtąd głosem, w lasach bawiło się sporo dzieci. To wprawdzie raczej nie było dziecko, sądząc po słowach, jednak to nic, zaraz miałem się o tym przekonać. Nie skradałem się, nie było takiej potrzeby. Wraz z dwójką strażników wyszedłem zza krzaków, by po chwili uśmiechnąć się do ciemnowłosego chłopaka stojącego w wodzie. Był niewielki, więc byłem w stanie uwierzyć, że jest to dziecko.
– Nie musisz nienawidzić siebie, jeśli robisz wszystko, co konieczne, by przetrwać – stwierdziłem pewnie, podchodząc nieco bliżej wody. – Rodzeństwo ci uciekło? Jeszcze z ubraniami. Dzieci potrafią czasem być wredne, ale to nic. Idzie się przyzwyczaić do rodzeństwa, nie sądzisz? Ma ono swój urok.


« Kiku? »

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz