niedziela, 29 kwietnia 2018

Od Leonardo CD Joe

Leo nie mógł sobie pozwolić na taką zniewagę, dlatego nachylił się i zabrał talerz ukochanemu, stawiając go zaraz obok swojego posiłku. Joe zdziwił się, jednak zareagował na ten gest szybko, a mianowicie zabrał się za jedzenie prosto z mis i waz. Tryton wpierw się naburmuszył, liczył na jakieś wyznanie miłości ze strony starszego, jednak ostatecznie i tak się delikatnie uśmiechnął. Wilczek zasłużył na to wszystko, robił dla swojego ukochanego tyle, że ten był pewien, że nie uda mu się odwdzięczyć za pomoc w jego życiu. Dorastanie, wychowanie dziecka, nawet prowadzenie królestwa, gdyby nie Joe, Leo nie dałby sobie z tym wszystkim rady. Nie mógł zrobić wiele, jednak mógł nakarmić partnera, dlatego nałożył na jego talerz masę ziemniaków, a także innych warzyw, skąpiąc mu natomiast mięsa. Taki oto talerz położył pod nos długowłosego, podając mu również chusteczkę, by mógł wytrzeć twarz umorusaną sosem.
– Nie jestem na diecie – zaznaczył Joe, chwytając serwetkę od króla. – A jeśli już na jakiejś, to na mięsnej.
– Warzywa są zdrowe, więc proszę, zjedz je. Nawet Ruby nie narzeka, gdy podają nam warzywne potrawy – poinformował, myśląc, że przykład ich córki przekona wilkołaka do warzyw. – Gdy wróci, zjemy sałatkę orientalną. Ostatnio w królestwie mieliśmy okazję gościć kilku wędrownych handlarzy, którzy zapoznali kucharzy z wyspy i najbliższych miast wodnych z ciekawym przepisem. Był wprawdzie z kałamarnicami, jednak nie będziemy zabijali poddanych, nie jesteśmy potworami.
– A ja bym zjadł taką kałamarnicę, zamiast marchewki... Byłaby pyszna – jęknął mężczyzna, wycierając sobie twarz, a także przybierając marzycielski wyraz twarzy. – Albo rybkę... Taką fioletową i tłuściutką...
Leonardo aż otworzył usta zaskoczony, zaraz uderzając partnera ogonem pod stołem. Joe zaśmiał się na to i podniósł od stołu, by pocałunkiem udobruchać kochanka. Zaraz jednak powrócił do swojej drugiej miłości, jedzenia. Reszta posiłku minęła im w ciszy, Leo zajadał się sałatką z kurczakiem i szczypcami skorpiona, a Wilczek... Wilczek jadł wszystko, co tylko mógł. W pewnym momencie młodszy z mężczyzn zaczął się zaciekawiony przyglądać starszemu, zastanawiając się z poważnym wyrazem twarzy nad jego wyjazdami. Wprawdzie to wilkołak, jednak on naprawdę był głodny jak wilk. Czyżby źle ich tam żywili? Brakło jedzenia, wody, medykamentów? Musiał dbać o swoich poddanych i miłość, dlatego jeszcze dziś wieczorem miał zamiar zapoznać się z dziennikiem pokładowym i opiniami Joeya. Teraz jednak wolał wycierać jego brudne kąciki ust, na co sam posiadacz tej twarzy nie protestował.
– Wiem, w kogo wdała się nasza córka – zaśmiał się władca, gdy obydwoje podnosili się od stołu. – Ech, jak miło mieć znów nogi. Jestem spięty, będziesz mi musiał wymasować jeszcze je, gdy skończę z twoimi plecami.
– Nawet ich nie dotknąłeś, rybko – zauważył ciemnowłosy, obejmując i całując króla. – Musisz to szybko nadrobić.
Joe chwycił dłoń Leo, po czym zaciągnął go na łóżko, gdzie sam położył się na brzuchu. Tryton natychmiast usiadł na plecach kochanka, a konkretniej na jego tyłku, by spokojnie móc zaciskać palce na spiętych mięśniach wybranka. Sprawiało mu przyjemność dogadzanie wilkołakowi, mógł mu chociaż nieco pomóc w odpoczęciu. Joe również korzystał z tej przyjemnej sytuacji, wzdychając co jakiś czas zadowolony. Fioletowowłosy przykładał się do masażu wtedy bardziej, naciskał mocniej mięśnie, starał się też działać na większym polu, by było ciemnowłosemu jeszcze lepiej, niż jest.
– Czy mam jeszcze coś dla ciebie zrobić? – zapytał Leoś, zabierając z pleców Joeya jego własne włosy.
– Nie przerywaj – mruknął wilkołak, napinając się nieco. – Tak jest mi cudownie. Mogę tu umierać, rybeńko.
– O nie, wpierw będziesz musiał mi wyjawić swoje przygody na morzu i wymasować całego, wtedy będziesz mógł umierać – zaśmiał się, kładąc na plecach ukochanego. – Ups, przerwałem. Musisz mnie jakoś zachęcić do kontynuowania, Wilczku.


« Joe? »

środa, 18 kwietnia 2018

Blogowe rzeczy vol. 3 - Discordy i inne czary

Cześć Wam,        Założyłam dla naszej małej społeczności serwer na Discordzie – zobaczymy, czy przeżyję ogarnianie, jak to wszystko działa.

KLIK NA LOGO

niedziela, 15 kwietnia 2018

Od Alexandry – Topielec i tańce wśród nocy

Gnijące członki ciała ukazywały się w szaleńczym tańcu. Zamiast twarzy można było ujrzeć maski z ludzkich twarzy z ekspresjami skrajnych emocji. Ciało drgało w spazmatycznych ruchach tańca wokół zmartwionej, zaskoczonej i trochę zniesmaczonej dziewczyny, która nie chciała być zniesmaczona, ale była już strasznie zmęczona i lekko poirytowana po przebytym dniu.
Zapleśniałe ciało tańczyło i zdawało się rozprzestrzeniać i pochłaniać całą przestrzeń, skupiając uwagę tylko na sobie. Było czuć odór maczanego miesiącami w pobliskim jeziorze truchła, które w nagłych, nieporadnych podrygach rozpadało się z obrzydliwym, obślizgłym dźwiękiem upadania płynów fizjologicznych na ziemię. Trup kręcił uniesionymi do góry rękoma, potrząsając zardzewiałymi bransoletami i kajdanami. Trząsał również swoimi biodrami pokrytymi brzęczącą biżuterią.
Tym ciałem był topielec szamanki.
Można by o niej długo opowiadać; o jej rozpadających się piersiach, które obwisły prawie do pępka, o tym, że w jej martwej formie dalej było widać piękno żywej wersji, co chyba można nazwać komplementem dla dawniejszej przedtopielcowej dziewczyny, ale nie ma co się na tym skupiać, gdyż sama czarnowłosa nie zwracała na nią uwagi. A raczej starała się tego nie robić.
Alexandra prosiła rycerza, z którym podróżowała, aby rozbić się dalej od jeziora, gdyż zwykle kończy się to nieprzyjemnie, ale ten stwierdził, że nie widzi potrzeby. Później się upił i albo w tamtym momencie spał, albo umarł z zatrucia alkoholowego. Dziewczyna zastanawiała się, czy nie podejść do niego i nie sprawdzić jego funkcji życiowych, ale przez głośne chrapnięcie została zapewniona, że nie ma takiej potrzeby.
Przeklęty giermek wciąż słyszał klekotanie metalu i ciała Pani Topielec i przez rezygnację stwierdził, że przyjrzy się swojemu adoratorowi, ale zrobi to jak najmniej zauważalnie, gdyż gdy okaże choć trochę zainteresowania, rozmoczone ciało będzie chciało się przybliżyć i dotykać Alexandrę. Zrobiło się jej żal topielca, kiedy ujrzała kajdany również na jego kostkach. Podejrzewała jaka historia mogła się za tym kryć i poczuła okropny uścisk w klatce piersiowej. Już parę razy spotkała się z zakutymi topielcami – chłopi często topiąc, karali za zachowanie, które im się nie podobało albo „czyścili” świat z dziwadeł, ponieważ to oni nie rozumieli albo nienawidzili, dlatego trzeba się źródła uświadomienia głupoty wyzbyć.
Alexandra często słyszała, że nie powinna współczuć tym stworzeniom, przecież to wszystko p o t w o r y, ale ona nie potrafiła – pałała do nich swego rodzaju sympatią i empatią, choć często nie rozumiała, czy po prostu bała się tych istot. Sama źle się czuła z tym że sprawia im problemy i wywraca ich życie do góry nogami przez swoją klątwę, często też sprowadzając na nich ryzyko śmierci. Wielokrotnie, może aż za często, zastanawiała się, czy może śmierć nie byłaby dla nich swego rodzaju wybawieniem i nagrodą w postaci ukojenia i spokoju. Myślała, czy może nie powinna odbierać im jestestwa, ale zastanawiała się też, czy może tak naprawdę są szczęśliwe albo, czy w ogóle mają uczucia – źle się czuła z tym, że nawet pomyślała, iż może brak im uczuć i tak naprawdę wszystko im jedno, ale również i ten aspekt musiała rozpatrzyć. Oczywiście najłatwiejszym wyjściem z tej sytuacji byłoby zadanie pytania danemu przedstawicielowi p o t w o r ó w, jakie ma odczucia odnośnie swojego życia i czy może nie chce umrzeć, ale najczęściej było to niemożliwe.
Czuła ogromny smutek, którego źródłem była ta przeszła szamanka w postaci topielca. Smutek był na tyle duży, że MacHawke wiedziała, że przez najbliższy czas nie zaśnie, choćby biorąc pod uwagę dodatkowe nawilżenie oczu. Po chwili obserwacji szaleńczych tańców dziewczyna stwierdziła, że musi coś ze sobą zrobić, nawet jeśli będzie to odsuwanie od siebie zauroczonego w niej stworzenia. Wstała, a szamanka zacieśniła swój krąg taneczny wokół czarnowłosej. Ta ruszyła w stronę ogniska i dorzuciła drwa do ogniska, któremu przez chwilę się przyglądała. Przeciągnęła się i spojrzała na niebo, które zaczęło zasłaniać się chmurami. Postanowiła, że pójdzie się troszkę odświeżyć przy jeziorze, gdyż dawno nie miała do tego okazji – była bardzo poganiana przez swojego rycerza, który nie dawał jej wytchnienia aż do wieczoru. Modliła się, aby nie okazało się ono siedliskiem najad, rusałek czy innych wodnych istot, które miałyby się dołączyć do stowarzyszenia Tańcujących Adoratorów Przeklętych. Ruszyła do swojego pakunku i wygrzebała ręcznik oraz mydło. Cieszyła się, że Pani Topielec nie jest z tych natrętnych zauroczonych stworzeń – ona tylko wokół niej tańczyła.
Zakochana uroczyska przeszła przez dość wąskie pasmo drzew i po chwili znalazła się nad zbiornikiem wodnym. Rozejrzała się uważnie w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca oraz potencjalnej grupy fanek w postaci najad, której chciała w razie czego uniknąć. Zdenerwowana oraz niepewna potarła swoją rękę i namierzyła odpowiednie miejsce za dużą skałką. Skierowała się w kierunku skały i po ponownych oględzinach terenu, oparła obok miecz, żeby w razie czego móc odstraszyć nachalnych i natarczywych lovelasów.
Alexandra początkowo chciała się tylko obmyć bez całkowitego pozbywania się ubrań, ale gdy jej stopy dotknęły wody, poczuła niezmożoną potrzebę wykorzystania tej okazji do szybkiej, ale dokładnej kąpieli. Mimo wszystko nie chciała zbyt mocno ryzykować. Rozebrała się w ogromnym chaosie, największy problem sprawiły buty, przy których ściąganiu nieomal się przewróciła. Ułożyła je w jedną kupkę i ruszyła do wody. Uśmiechnęła się pod nosem zadowolona z uczucia towarzyszącego przebywaniu w wodzie i zanurzyła się dwa razy, mocno ściskając w dłoni mydło. Namydliła dłonie i zaczęła się myć, choć bliżej temu było do szorowania.


« Istoto? || Kim będziesz?»

sobota, 14 kwietnia 2018

Od Joe CD Leonardo

Brunet przysłuchiwał się swojemu ukochanemu. Uwielbiał jego entuzjazm i te iskierki w oczach. Zawsze miał wrażenie, że Leonardo nagle się zerwie i zacznie zamaszyście gestykulować, mówiąc o kolejnych sprawach związanych z jego ludem. Joe zdawał sobie sprawę i skrycie okropnie adorował fakt, że Leoś uwielbiał społeczność Grovyvannu, ale nie bardzo interesował się samą polityką – miał o tym pojęcie tylko dlatego, aby dobrze rządzić dla swojego ludu.
Joey prychnął, słysząc słowa o wężowej małżonce jednego z mieszkańców wyspy. Wyobraził sobie wtedy panią wąż w ozdobnej sukni z welonem. Wyszeptał:
– Chętnie bym to zobaczył.
Ukochany wydał z siebie pytający odgłos, a Joe uśmiechnął się i pokręcił głową. Kiedy zapowiadało się na drążenie tematu przez trytona, brunet zaczął całować jego twarz, począwszy od czoła przez nos i skroń po policzki i usta.
Gdy przestali chichotać, zmiennokształtny sięgnął po przekąski, gdyż, musiał przyznać, był głodny. Pragnął przypraw, gdyż przez czas tej podróży jedną przyprawą na jego języku był nadmiar soli, który konserwował mięso. Zaproponował drobny poczęstunek swojemu partnerowi i po chwili pochłonął parę pasztecików oraz trochę tamtejszych owoców. Odłożył tackę z powrotem na zdobny stół, czując, jak z jego włosów kapią krople wody. Spojrzał na Leonardo i zaczesał je do tyłu, ponownie się uśmiechając. Joey przeniósł się na drugi koniec ogona Leosia i zaczął go masować według wcześniejszych poleceń. Przysłuchiwał się śpiewnemu głosowi swojego księcia.
Poczuł nagle chłodny powiew ze strony okna – nim spostrzegli, za oknem zrobiło się pochmurno i zapowiadało się na ulewę. Joe podniósł się, przepasał się ręcznikiem i ruszył, aby przymknąć okno. Po drodze usłyszał głos swojego ukochanego:
– Dlaczego okryłeś się ręcznikiem, Wilczku? Jesteśmy sami. Czyżbyś się wstydził? – Leo poruszył znacząco i prowokująco brwiami. – Uroczo.
Joe zamknąwszy okno, uśmiechnął się pod nosem i spojrzał w oczy swojego księcia. Złapał dwa rogi materiału swojego okrycia i odwiązał je. Gdy upadły na ziemię, brunet zarzucił w tanecznym stylu biodrami cztery razy biodrami – dwa boki, dwa do przodu. Nastała chwila ciszy i wymiany spojrzeń aż obaj parsknęli donośnie. Przez dłuższą chwilę nie mogli się opanować, Joey aż oparł się jedną ręką o pobliski stolik, drugą zakrył swoje czoło i po części oczy, załamany swoim idiotycznym pomysłem.
Podniósł ręcznik z ziemi i powrócił do trytona. Kiedy siadał na skraju, fioletowłosy rzucił:
– Trzeba ten ruch wykorzystać na naszej następnej potańcówce! Idealne.
Joe zaśmiał się i odparł, spoglądając na swojego rozmówce:
– Nie kuś, rybko, nie kuś. Jestem przekonany, że poddani i politycy z innych państw będą zachwyceni tymi dzikimi ruchami. Zwłaszcza widząc mnie bez ubrań.
– Zawsze możesz je założyć, skarbie, nie będę aż taki okrutny. Już sobie to wyobrażam, ludzie wokół rozmawiają, a my tak wychodzimy na parkiet i ten cudowny ruch! Aj, cudowne!
Ponownie obaj się zaśmiali.
Po chwili do komnaty weszła służba z tacami z jedzeniem oraz z dwoma szlafrokami. Joe okrył się szybko ręcznikiem, a Leo wtedy rozbawiony pokręcił głową. Nakryli do stołu, a szlafroki położyli na krześle. Po chwili wyszli, a para zasiadła do stołu – Joe zaniósł władcę Grovyvannu do stołu, gdyż jego ogon nie zamienił się jeszcze w nogi i posadził go na krześle. Zabrali się do jedzenia. Brunet całkowicie nie przestrzegając zasad savoir-vivre, zaczął wydawać z siebie dzikie pomruki zadowolenia i rozkoszy. Ogromnie mu brakowało smaku. Smaku po prostu. Na morzu wszystko było mdłe ostatecznie gorzkie, słone lub lekko stęchłe. Gdy poczuł na języku smak ciepłego mięsa w swoim ulubionym sosie i ziemniaki z masłem oraz wiele innych rzeczy, mało brakowało, a byłby się wzruszył.
Leonardo przyglądał się swojemu ukochanemu i powstrzymywał się od śmiechu, co ponownie można było poznać po oczach. Teatralnie nadąsał się, aby podroczyć się ze swoim życiowym partnerem:
– Bo jeszcze pomyślę, że brakowało ci tego jedzenia bardziej niż mnie. – Tryton zaśmiał się cicho, widząc wyraz twarzy Wilczka.
– Muszę ci powiedzieć, że niedużo się pomyliłeś.
– Osz ty! – Pokazał język Joeyowi, na co ten zaśmiał się.

« Leonardo? || powrót szalonych pomysłów»