sobota, 14 kwietnia 2018

Od Joe CD Leonardo

Brunet przysłuchiwał się swojemu ukochanemu. Uwielbiał jego entuzjazm i te iskierki w oczach. Zawsze miał wrażenie, że Leonardo nagle się zerwie i zacznie zamaszyście gestykulować, mówiąc o kolejnych sprawach związanych z jego ludem. Joe zdawał sobie sprawę i skrycie okropnie adorował fakt, że Leoś uwielbiał społeczność Grovyvannu, ale nie bardzo interesował się samą polityką – miał o tym pojęcie tylko dlatego, aby dobrze rządzić dla swojego ludu.
Joey prychnął, słysząc słowa o wężowej małżonce jednego z mieszkańców wyspy. Wyobraził sobie wtedy panią wąż w ozdobnej sukni z welonem. Wyszeptał:
– Chętnie bym to zobaczył.
Ukochany wydał z siebie pytający odgłos, a Joe uśmiechnął się i pokręcił głową. Kiedy zapowiadało się na drążenie tematu przez trytona, brunet zaczął całować jego twarz, począwszy od czoła przez nos i skroń po policzki i usta.
Gdy przestali chichotać, zmiennokształtny sięgnął po przekąski, gdyż, musiał przyznać, był głodny. Pragnął przypraw, gdyż przez czas tej podróży jedną przyprawą na jego języku był nadmiar soli, który konserwował mięso. Zaproponował drobny poczęstunek swojemu partnerowi i po chwili pochłonął parę pasztecików oraz trochę tamtejszych owoców. Odłożył tackę z powrotem na zdobny stół, czując, jak z jego włosów kapią krople wody. Spojrzał na Leonardo i zaczesał je do tyłu, ponownie się uśmiechając. Joey przeniósł się na drugi koniec ogona Leosia i zaczął go masować według wcześniejszych poleceń. Przysłuchiwał się śpiewnemu głosowi swojego księcia.
Poczuł nagle chłodny powiew ze strony okna – nim spostrzegli, za oknem zrobiło się pochmurno i zapowiadało się na ulewę. Joe podniósł się, przepasał się ręcznikiem i ruszył, aby przymknąć okno. Po drodze usłyszał głos swojego ukochanego:
– Dlaczego okryłeś się ręcznikiem, Wilczku? Jesteśmy sami. Czyżbyś się wstydził? – Leo poruszył znacząco i prowokująco brwiami. – Uroczo.
Joe zamknąwszy okno, uśmiechnął się pod nosem i spojrzał w oczy swojego księcia. Złapał dwa rogi materiału swojego okrycia i odwiązał je. Gdy upadły na ziemię, brunet zarzucił w tanecznym stylu biodrami cztery razy biodrami – dwa boki, dwa do przodu. Nastała chwila ciszy i wymiany spojrzeń aż obaj parsknęli donośnie. Przez dłuższą chwilę nie mogli się opanować, Joey aż oparł się jedną ręką o pobliski stolik, drugą zakrył swoje czoło i po części oczy, załamany swoim idiotycznym pomysłem.
Podniósł ręcznik z ziemi i powrócił do trytona. Kiedy siadał na skraju, fioletowłosy rzucił:
– Trzeba ten ruch wykorzystać na naszej następnej potańcówce! Idealne.
Joe zaśmiał się i odparł, spoglądając na swojego rozmówce:
– Nie kuś, rybko, nie kuś. Jestem przekonany, że poddani i politycy z innych państw będą zachwyceni tymi dzikimi ruchami. Zwłaszcza widząc mnie bez ubrań.
– Zawsze możesz je założyć, skarbie, nie będę aż taki okrutny. Już sobie to wyobrażam, ludzie wokół rozmawiają, a my tak wychodzimy na parkiet i ten cudowny ruch! Aj, cudowne!
Ponownie obaj się zaśmiali.
Po chwili do komnaty weszła służba z tacami z jedzeniem oraz z dwoma szlafrokami. Joe okrył się szybko ręcznikiem, a Leo wtedy rozbawiony pokręcił głową. Nakryli do stołu, a szlafroki położyli na krześle. Po chwili wyszli, a para zasiadła do stołu – Joe zaniósł władcę Grovyvannu do stołu, gdyż jego ogon nie zamienił się jeszcze w nogi i posadził go na krześle. Zabrali się do jedzenia. Brunet całkowicie nie przestrzegając zasad savoir-vivre, zaczął wydawać z siebie dzikie pomruki zadowolenia i rozkoszy. Ogromnie mu brakowało smaku. Smaku po prostu. Na morzu wszystko było mdłe ostatecznie gorzkie, słone lub lekko stęchłe. Gdy poczuł na języku smak ciepłego mięsa w swoim ulubionym sosie i ziemniaki z masłem oraz wiele innych rzeczy, mało brakowało, a byłby się wzruszył.
Leonardo przyglądał się swojemu ukochanemu i powstrzymywał się od śmiechu, co ponownie można było poznać po oczach. Teatralnie nadąsał się, aby podroczyć się ze swoim życiowym partnerem:
– Bo jeszcze pomyślę, że brakowało ci tego jedzenia bardziej niż mnie. – Tryton zaśmiał się cicho, widząc wyraz twarzy Wilczka.
– Muszę ci powiedzieć, że niedużo się pomyliłeś.
– Osz ty! – Pokazał język Joeyowi, na co ten zaśmiał się.

« Leonardo? || powrót szalonych pomysłów»

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz