Uwielbiał brata swojego ukochanego. Może nie zawsze okazywał to tak bardzo, by uzmysłowić Vincentowi, jak mocną darzył go sympatią. Jeśli Joey znałby uczucie braterskiej miłości możliwe, że byłby w stanie nazwać swoje uczucia do Vincenta właśnie tym określeniem, ale jako że – z tego, co mu wiadomo – był jedynakiem i miał doświadczenia głównie w temacie romantycznych spraw, raczej nie planował rozmyślać nad swoimi uczuciami w stronę krewnego Leonardo.
Uśmiechał się pod nosem przez cały czas dialogu między jego miłością a jego młodszym bratem. Ich relacja była cudna dla niego i musiał przyznać, ale tylko w swoich myślach, że brakowało mu kogoś takiego. Śmiał się czasami, że to wszystko przez swój wiek – osiągnięcie trzydziestego drugiego roku życia już sprawiło z niego pragnącego rodzinny i bliskości. Jakież to śmieszne było to dla Młodego Joeya, już słyszał jego śmiech i sarkastyczne prychanie na postawę Obecnego Joe. Gdy tak zebrało mu się na rozmyślania na ten temat, zawsze też zbiegał z nimi na tor, czy chciałby siostrę, czy brata i czy by miało być to starsze oraz, czy więcej niż jedno – zawsze jednak stwierdzał, że chyba chciałby jedynie młodszą siostrę. Był przekonany, że rozpieszczałby ją okropnie i spędzaliby ze sobą praktycznie cały czas, wywołując zirytowanie u ich rodziców. Od kiedy też wyjechał, czy tam uciekł, z domu rodzinnego jakby podświadomie chciał, aby okazało się kiedyś, że ma siostrę, którą pozna i będą mieli świetną relację. Z drugiej strony obawiał się, iż będzie miała do niego żal za to opuszczenie jej i niepozwolenie na poznanie i stworzenie tejże relacji.
Wilczek oparł się ręką o stolik za nim i wrzucał sobie do ust estetycznie ułożone w półmisku owoce, słuchając Vincenta i jego wiadomości. Zmartwił się trochę na informację o ich księżniczce, niby wiedział, że Ruby sobie poradzi – przygotowana była na każdą walkę i praktycznie każde poświęcenie – ale ojcowska strona Joe nie pozwalała mu na spokój. Nie pozwolił sobie ukazać tych emocji na twarzy, jedynie zaczął lekko stukać palcami po blacie, wciskając w siebie na szybko parę małych owocków.
Spojrzał na profil swojego kochanka, oczekując reakcji, odpowiedzi.
– Decyzja należy do ciebie, Leo – rzucił szybko, całując starszego trytona w policzek. – Ale możemy ruszyć samotnie, żebyś mógł się odprężyć jazdą.
Joe zabrał ubrania i po drodze do łaźni, zaciągnął się świeżym zapachem. Założył swój strój i obejrzał się w ogromnym lustrze. Przeczesał dłonią brodę oraz zaczesał włosy w tył, aby nie zasłaniały mu twarzy.
« Leonardo? || wybacz zwłokę z mojej strony »