niedziela, 23 września 2018

Od Joe CD Leonardo

Uwielbiał brata swojego ukochanego. Może nie zawsze okazywał to tak bardzo, by uzmysłowić Vincentowi, jak mocną darzył go sympatią. Jeśli Joey znałby uczucie braterskiej miłości możliwe, że byłby w stanie nazwać swoje uczucia do Vincenta właśnie tym określeniem, ale jako że – z tego, co mu wiadomo – był jedynakiem i miał doświadczenia głównie w temacie romantycznych spraw, raczej nie planował rozmyślać nad swoimi uczuciami w stronę krewnego Leonardo.
Uśmiechał się pod nosem przez cały czas dialogu między jego miłością a jego młodszym bratem. Ich relacja była cudna dla niego i musiał przyznać, ale tylko w swoich myślach, że brakowało mu kogoś takiego. Śmiał się czasami, że to wszystko przez swój wiek – osiągnięcie trzydziestego drugiego roku życia już sprawiło z niego pragnącego rodzinny i bliskości. Jakież to śmieszne było to dla Młodego Joeya, już słyszał jego śmiech i sarkastyczne prychanie na postawę Obecnego Joe. Gdy tak zebrało mu się na rozmyślania na ten temat, zawsze też zbiegał z nimi na tor, czy chciałby siostrę, czy brata i czy by miało być to starsze oraz, czy więcej niż jedno – zawsze jednak stwierdzał, że chyba chciałby jedynie młodszą siostrę. Był przekonany, że rozpieszczałby ją okropnie i spędzaliby ze sobą praktycznie cały czas, wywołując zirytowanie u ich rodziców. Od kiedy też wyjechał, czy tam uciekł, z domu rodzinnego jakby podświadomie chciał, aby okazało się kiedyś, że ma siostrę, którą pozna i będą mieli świetną relację. Z drugiej strony obawiał się, iż będzie miała do niego żal za to opuszczenie jej i niepozwolenie na poznanie i stworzenie tejże relacji.
Wilczek oparł się ręką o stolik za nim i wrzucał sobie do ust estetycznie ułożone w półmisku owoce, słuchając Vincenta i jego wiadomości. Zmartwił się trochę na informację o ich księżniczce, niby wiedział, że Ruby sobie poradzi – przygotowana była na każdą walkę i praktycznie każde poświęcenie – ale ojcowska strona Joe nie pozwalała mu na spokój. Nie pozwolił sobie ukazać tych emocji na twarzy, jedynie zaczął lekko stukać palcami po blacie, wciskając w siebie na szybko parę małych owocków.
Spojrzał na profil swojego kochanka, oczekując reakcji, odpowiedzi.
– Decyzja należy do ciebie, Leo – rzucił szybko, całując starszego trytona w policzek. – Ale możemy ruszyć samotnie, żebyś mógł się odprężyć jazdą.
Joe zabrał ubrania i po drodze do łaźni, zaciągnął się świeżym zapachem. Założył swój strój i obejrzał się w ogromnym lustrze. Przeczesał dłonią brodę oraz zaczesał włosy w tył, aby nie zasłaniały mu twarzy.


« Leonardo? || wybacz zwłokę z mojej strony »

środa, 1 sierpnia 2018

Od Leonardo CD Joe

Leonardo jako król miał obowiązek dbać o swoich ludzi, nawet wtedy, gdy ci byli daleko na obcych wodach. Chciał, by marynarze mieli jak najlepsze warunki podczas wypraw, dlatego musiał wysłuchać kilku z ludzi, by wiedzieć, co trzeba zmienić. Może następnym razem załadować na pokład więcej pożywienia i leków? A może wyposażyć statek w wygodniejsze kajuty? A co jeśli potrzebna będzie renowacja okrętu? Z opowieści wilkołaka wynika, że jakieś zmiany trzeba koniecznie wprowadzić. Tryton będzie musiał poprosić go o listę rzeczy do zmiany i wysłuchać jeszcze paru innych marynarzy, jednak to dopiero następnego dnia. Ten był przeznaczony do ich wspólnej dyspozycji i nadrobienia długich zaległości. Odsuwając powinności i zmartwienia na dalszy plan, długowłosy objął głowę ukochanego i wtulił ją mocno w swoją pierś, chcąc nacieszyć się jego bliskością jak najbardziej. Reakcja Wilczka zadowoliła go, bowiem starszy z mężczyzn objął swego partnera w pasie, dając się w międzyczasie głaskać i drapać po przydługich włosach. W ich wieku mogli tak robić godzinami. Nie potrzebowali już mocnych doznań, które kiedyś fundowali sobie non stop, teraz stawiali na najprostszą w świecie bliskość, która dawała im dużo więcej szczęścia niż dawne wspólne wybryki. Zapewne mężczyźni leżeliby tak do wieczora, w ciszy i spokoju, gdyby nie donośne pukanie do królewskich drzwi.
Leo, mam do przekazania wiadomość – rozległ się głośny głos młodszego brata króla. – Mam też mały podarek dla Joeya.
Kochankowie wolno odsunęli się od siebie, by podejść do krzeseł i chwycić z nich szlafroki, w które szybko i sprawnie się ubrali. Długowłosy zbliżył się do drzwi, by osobiście je otworzyć i wpuścić do komnaty Vincenta. Książe Grovtvannu po wejściu do pomieszczenia uśmiechnął się do brata oraz jego partnera, kładąc przy okazji czyste, pachnące kwiatami ubrania na pobliskiej szafce, a na nich jeszcze zapakowany pakunek o nieznanej zawartości. To jednak nie wszystko, bowiem w ręce trzymał jeszcze związane ze sobą listy, których mało wcale nie było.
– Witaj z powrotem, Joe. Czyste ubrania oraz poczta, a tam wspomniana niespodzianka – zaczął chłopak, podając listy zaadresowane do szatyna właścicielowi. – Regularnie odbieraliśmy pocztę, podlewaliśmy rośliny, a nawet karmiliśmy rybkę, jednak widzisz… Nadszedł na nią czas, ale spokojnie! Wyprawiliśmy jej godny pogrzeb w morzu.
– Sporo tych wiadomości… – mruknął najstarszy z mężczyzn, chwytając papiery i przeglądając je. – To nic, kiedyś musiała tak skończyć. Dziękuję za opiekę nad domem. Tylko mam nadzieję, że niczego tam nie zmienialiście…
– No wiesz… – wtrącił się Leo, uśmiechając się do partnera. – Twoje mieszkanie jest ponure, dlatego kazałem dodać tam parę ozdób i zmienić firanki na jakieś jaśniejsze kolory. Tylko się nie denerwuj, możesz to szybko i łatwo zmienić.
Wilkołak westchnął, odkładając listy na bok. Pokręcił głową z delikatnym uśmiechem, jakby chcąc przekazać, że jego miłość jest niemożliwa.
– Następnym razem to ja urządzę zamek – postanowił, czym wywołał skrzywienie u Vincenta, a u Leośmiech. – Miałeś coś jeszcze przekazać, racja?
– Tak, miałem – zgodził się niebieskowłosy. – Gdy kazaliście posłać po Ruby, była akurat w okolicy, tuż za granicą lądową. Nie może jednak wrócić, sam nie wiem dokładnie dlaczego, wiadomość od ptaka do niej wysłanego nie była zbyt wyraźna. To najpewniej coś z końmi, to nimi podróżowała, więc nie musicie się martwić. Mam wysłać po nią straż, czy może sami po nią pojedziecie?


« Joe? »

piątek, 29 czerwca 2018

Les monstres aussi tombent amoureux








Don't worry
m  o  t  h  e  r
your daughter 
is  a   s  o  l  d  i  e  r

Zapewne znane są Wam rozliczne historie o szlachetnym rycerzu zwykle w komplecie z białym koniem i lśniącą zbroją dopasowaną do idealnego męskiego ciała. Taki mężczyzna zna wszelkie zasady dworne i wie, jak zachować się w towarzystwie, ale także wie, jak odpowiednio poprowadzić cios; czasami w kierunku przeciwnika, czasami w kierunku serca ukochanej pani dworu. Walkę traktuje jako zabawę i odbiera życie, kiedy to potrzebne, dla ochrony swojego honoru lub aby ochronić ojczyznę.
Gdyby połączyć ten wzorzec osobowy z kobietą i zamienić aspekty męskości na kobiece kształty, dużo ludzi pomyśli – to niemożliwe przecież to kobieta! – ale jest możliwe jedynie trudne do osiągnięcia. Podczas osiągania stopnia rycerza przez panią najczęściej wyrabia się jej sarkastyczny, prychający charakter, który wielokrotnie dla zabawy będzie udowadniał mężczyznom, że jest na tym samym lub wyższym poziomie. Co wywodzi się z ukrytych kompleksów wywołanych ośmieszaniem przez wszystkich wokół, którzy niestety w większości byli mężczyznami. Taka kobieta będzie uparta i będzie ćwiczyła bez przerwy, aby udowodnić, że jest warta bycia częścią rycerstwa z innej strony niż ukochaną wojownika. Będzie niezmordowana i będzie walczyła do ostatniej kropli krwi i swojego ostatniego oddechu.

poniedziałek, 21 maja 2018

Od Joe CD Leonardo

Joe przyjął odpowiednią pozycję, aby móc spojrzeć na ukochanego. Zobaczył zadziorne spojrzenie trytona, które uwielbiał. Uwielbiał każdy aspekt swojego księcia nawet cechy, które mu przeszkadzały, bo przecież dzięki nim Leoś jest Leosiem a nie kimś innym, z kim nie mógłby założyć rodziny i mieć długoletniego stażu związkowego. Joey był przekonany, że Leonardo jest tą jedyną osobą na świecie, która dałaby radę z nim wytrzymać tyle lat, zaakceptować to, kim jest i to, kim będzie się stawał w przyszłości.
Brunet złapał swojego partnera za rękę i przyciągnął delikatnie, układając go koło siebie na pachnącej pościeli. Położył się na nim i szczelnie go objął, całując go po całej twarzy, czym wywołał chichot Leo. Kiedy przerwał, uśmiechnął się, patrząc w oczy ukochanego. Joe kciukiem zgarnął delikatnie włosy z czoła fioletowłosego i pogładził miękkie pasma. Pocałował Leonardo, przesuwając dłoń z włosów na jego szyję. Tryton położył dłonie na bokach bruneta i po chwili zaczął go łaskotać. Joe podniósł się trochę, opierając rękę o materac.
– Ej, miałeś mi opowiedzieć o historiach z morza! Nie ma, najpierw masaż i opowieści, dopiero później inne rzeczy!
– Och, jak ja cię wymasuje to się nie pozbierasz, książę!
Obaj prychnęli i jednogłośnie stwierdzili:
– Nieee, to brzmiało źle.
Znowu wrócili do śmiechu.
– Co mam ci powiedzieć, mój książę, dużo wody, soli, wilgoci i braku prywatności. Podczas powrotu zaatakowała nas okropna burza a wcześniej choroba, którą marynarze złapali podobno od psa, który ich pogryzł. Ale tej choroby nie zdobywa się w ten sposób, zwłaszcza od zwierząt. Wracając do burzy, większość pożywienia przemokła mimo doświadczonych ludzi na statku, którzy wiedzieli jak ochronić pożywienie przed wodą i wszyscy byli wygłodniali, gdyż trzeba było ograniczać dzienne porcje. Dalej jadaliśmy trzy razy dziennie, ale mniej niż wcześniej. Mój książę, już nie wiem, co ci opowiedzieć. Na pewno pewne anegdotki i historie przypomnę sobie przy okazji jakiś wydarzeń lub gdy po prostu sobie o nich przypomnę. Satysfakcjonuje to księcia?
Joe przyjął prowokujący uśmieszek i spoglądał na ukochanego, który szybko pstryknął go w nos. Wtedy brunet, wykorzystując okazję, przechwycił jego dłoń i pocałował jej wierzch, gładząc wewnętrzną stronę nadgarstka trytona kciukiem. Nietrudnym było zauważyć zaskoczenie na twarzy władcy, ale szybko przyjęło ono formę rozczulenia, co zakończyło się gładzeniem zmiennokształtnego po policzku. Wilczek przymknął wtedy oczy, chcąc jak najdłużej i jak najbardziej odczuwać tylko dotyk ukochanej osoby. Bawiło go jak bardzo wciąż czuł się jak ten zakochany dwudziestoparolatek, ten wręcz szczeniak. Oczywiście nie był już tym człowiekiem, który kiedyś nie akceptował i nie zgadzał się na słowo nie; jak bardzo nie znosił siebie ze swojej młodości, jak bardzo wróciłby do starego siebie i trzasnął go w łeb. Ale przy Leo czuł się tak beztrosko, choć trosk i zmartwień miał więcej niż za swojej faktycznej młodości. Zastanawiało go dlaczego jako ten dzieciak nie miał tych typowych dla tego momentu życia problemów, a może je miał, ale był zbyt tępy, nieogarnięty, hedonistyczny, aby je zauważyć? Nie miał pojęcia, kim był Joe z przeszłości. Ale nie nienawidził go, gdyż w końcu Leoś go kochał, a to musiało oznaczać, że był choć trochę dobry.


«Leonardo? || Yeah, ściemnianie w temacie emocji level ja [czyli próba zbudowania portretu psychologicznego postaci, która kończy się failem]»

niedziela, 13 maja 2018

blogowe rzeczy vol. 4 – powrót

Dzień dobry!
Wprowadziłam zmiany do formularza, dokładniej przywróciłam podpunkt Lęki. Do wszystkich członków bloga mam prośbę, aby przesłali mi w wiadomości prywatnej ten podpunkt.

Dziękuję za uwagę, miłego dnia

black&white, gif, grunge, halloween, lol, skeleton

niedziela, 29 kwietnia 2018

Od Leonardo CD Joe

Leo nie mógł sobie pozwolić na taką zniewagę, dlatego nachylił się i zabrał talerz ukochanemu, stawiając go zaraz obok swojego posiłku. Joe zdziwił się, jednak zareagował na ten gest szybko, a mianowicie zabrał się za jedzenie prosto z mis i waz. Tryton wpierw się naburmuszył, liczył na jakieś wyznanie miłości ze strony starszego, jednak ostatecznie i tak się delikatnie uśmiechnął. Wilczek zasłużył na to wszystko, robił dla swojego ukochanego tyle, że ten był pewien, że nie uda mu się odwdzięczyć za pomoc w jego życiu. Dorastanie, wychowanie dziecka, nawet prowadzenie królestwa, gdyby nie Joe, Leo nie dałby sobie z tym wszystkim rady. Nie mógł zrobić wiele, jednak mógł nakarmić partnera, dlatego nałożył na jego talerz masę ziemniaków, a także innych warzyw, skąpiąc mu natomiast mięsa. Taki oto talerz położył pod nos długowłosego, podając mu również chusteczkę, by mógł wytrzeć twarz umorusaną sosem.
– Nie jestem na diecie – zaznaczył Joe, chwytając serwetkę od króla. – A jeśli już na jakiejś, to na mięsnej.
– Warzywa są zdrowe, więc proszę, zjedz je. Nawet Ruby nie narzeka, gdy podają nam warzywne potrawy – poinformował, myśląc, że przykład ich córki przekona wilkołaka do warzyw. – Gdy wróci, zjemy sałatkę orientalną. Ostatnio w królestwie mieliśmy okazję gościć kilku wędrownych handlarzy, którzy zapoznali kucharzy z wyspy i najbliższych miast wodnych z ciekawym przepisem. Był wprawdzie z kałamarnicami, jednak nie będziemy zabijali poddanych, nie jesteśmy potworami.
– A ja bym zjadł taką kałamarnicę, zamiast marchewki... Byłaby pyszna – jęknął mężczyzna, wycierając sobie twarz, a także przybierając marzycielski wyraz twarzy. – Albo rybkę... Taką fioletową i tłuściutką...
Leonardo aż otworzył usta zaskoczony, zaraz uderzając partnera ogonem pod stołem. Joe zaśmiał się na to i podniósł od stołu, by pocałunkiem udobruchać kochanka. Zaraz jednak powrócił do swojej drugiej miłości, jedzenia. Reszta posiłku minęła im w ciszy, Leo zajadał się sałatką z kurczakiem i szczypcami skorpiona, a Wilczek... Wilczek jadł wszystko, co tylko mógł. W pewnym momencie młodszy z mężczyzn zaczął się zaciekawiony przyglądać starszemu, zastanawiając się z poważnym wyrazem twarzy nad jego wyjazdami. Wprawdzie to wilkołak, jednak on naprawdę był głodny jak wilk. Czyżby źle ich tam żywili? Brakło jedzenia, wody, medykamentów? Musiał dbać o swoich poddanych i miłość, dlatego jeszcze dziś wieczorem miał zamiar zapoznać się z dziennikiem pokładowym i opiniami Joeya. Teraz jednak wolał wycierać jego brudne kąciki ust, na co sam posiadacz tej twarzy nie protestował.
– Wiem, w kogo wdała się nasza córka – zaśmiał się władca, gdy obydwoje podnosili się od stołu. – Ech, jak miło mieć znów nogi. Jestem spięty, będziesz mi musiał wymasować jeszcze je, gdy skończę z twoimi plecami.
– Nawet ich nie dotknąłeś, rybko – zauważył ciemnowłosy, obejmując i całując króla. – Musisz to szybko nadrobić.
Joe chwycił dłoń Leo, po czym zaciągnął go na łóżko, gdzie sam położył się na brzuchu. Tryton natychmiast usiadł na plecach kochanka, a konkretniej na jego tyłku, by spokojnie móc zaciskać palce na spiętych mięśniach wybranka. Sprawiało mu przyjemność dogadzanie wilkołakowi, mógł mu chociaż nieco pomóc w odpoczęciu. Joe również korzystał z tej przyjemnej sytuacji, wzdychając co jakiś czas zadowolony. Fioletowowłosy przykładał się do masażu wtedy bardziej, naciskał mocniej mięśnie, starał się też działać na większym polu, by było ciemnowłosemu jeszcze lepiej, niż jest.
– Czy mam jeszcze coś dla ciebie zrobić? – zapytał Leoś, zabierając z pleców Joeya jego własne włosy.
– Nie przerywaj – mruknął wilkołak, napinając się nieco. – Tak jest mi cudownie. Mogę tu umierać, rybeńko.
– O nie, wpierw będziesz musiał mi wyjawić swoje przygody na morzu i wymasować całego, wtedy będziesz mógł umierać – zaśmiał się, kładąc na plecach ukochanego. – Ups, przerwałem. Musisz mnie jakoś zachęcić do kontynuowania, Wilczku.


« Joe? »

środa, 18 kwietnia 2018

Blogowe rzeczy vol. 3 - Discordy i inne czary

Cześć Wam,        Założyłam dla naszej małej społeczności serwer na Discordzie – zobaczymy, czy przeżyję ogarnianie, jak to wszystko działa.

KLIK NA LOGO

niedziela, 15 kwietnia 2018

Od Alexandry – Topielec i tańce wśród nocy

Gnijące członki ciała ukazywały się w szaleńczym tańcu. Zamiast twarzy można było ujrzeć maski z ludzkich twarzy z ekspresjami skrajnych emocji. Ciało drgało w spazmatycznych ruchach tańca wokół zmartwionej, zaskoczonej i trochę zniesmaczonej dziewczyny, która nie chciała być zniesmaczona, ale była już strasznie zmęczona i lekko poirytowana po przebytym dniu.
Zapleśniałe ciało tańczyło i zdawało się rozprzestrzeniać i pochłaniać całą przestrzeń, skupiając uwagę tylko na sobie. Było czuć odór maczanego miesiącami w pobliskim jeziorze truchła, które w nagłych, nieporadnych podrygach rozpadało się z obrzydliwym, obślizgłym dźwiękiem upadania płynów fizjologicznych na ziemię. Trup kręcił uniesionymi do góry rękoma, potrząsając zardzewiałymi bransoletami i kajdanami. Trząsał również swoimi biodrami pokrytymi brzęczącą biżuterią.
Tym ciałem był topielec szamanki.
Można by o niej długo opowiadać; o jej rozpadających się piersiach, które obwisły prawie do pępka, o tym, że w jej martwej formie dalej było widać piękno żywej wersji, co chyba można nazwać komplementem dla dawniejszej przedtopielcowej dziewczyny, ale nie ma co się na tym skupiać, gdyż sama czarnowłosa nie zwracała na nią uwagi. A raczej starała się tego nie robić.
Alexandra prosiła rycerza, z którym podróżowała, aby rozbić się dalej od jeziora, gdyż zwykle kończy się to nieprzyjemnie, ale ten stwierdził, że nie widzi potrzeby. Później się upił i albo w tamtym momencie spał, albo umarł z zatrucia alkoholowego. Dziewczyna zastanawiała się, czy nie podejść do niego i nie sprawdzić jego funkcji życiowych, ale przez głośne chrapnięcie została zapewniona, że nie ma takiej potrzeby.
Przeklęty giermek wciąż słyszał klekotanie metalu i ciała Pani Topielec i przez rezygnację stwierdził, że przyjrzy się swojemu adoratorowi, ale zrobi to jak najmniej zauważalnie, gdyż gdy okaże choć trochę zainteresowania, rozmoczone ciało będzie chciało się przybliżyć i dotykać Alexandrę. Zrobiło się jej żal topielca, kiedy ujrzała kajdany również na jego kostkach. Podejrzewała jaka historia mogła się za tym kryć i poczuła okropny uścisk w klatce piersiowej. Już parę razy spotkała się z zakutymi topielcami – chłopi często topiąc, karali za zachowanie, które im się nie podobało albo „czyścili” świat z dziwadeł, ponieważ to oni nie rozumieli albo nienawidzili, dlatego trzeba się źródła uświadomienia głupoty wyzbyć.
Alexandra często słyszała, że nie powinna współczuć tym stworzeniom, przecież to wszystko p o t w o r y, ale ona nie potrafiła – pałała do nich swego rodzaju sympatią i empatią, choć często nie rozumiała, czy po prostu bała się tych istot. Sama źle się czuła z tym że sprawia im problemy i wywraca ich życie do góry nogami przez swoją klątwę, często też sprowadzając na nich ryzyko śmierci. Wielokrotnie, może aż za często, zastanawiała się, czy może śmierć nie byłaby dla nich swego rodzaju wybawieniem i nagrodą w postaci ukojenia i spokoju. Myślała, czy może nie powinna odbierać im jestestwa, ale zastanawiała się też, czy może tak naprawdę są szczęśliwe albo, czy w ogóle mają uczucia – źle się czuła z tym, że nawet pomyślała, iż może brak im uczuć i tak naprawdę wszystko im jedno, ale również i ten aspekt musiała rozpatrzyć. Oczywiście najłatwiejszym wyjściem z tej sytuacji byłoby zadanie pytania danemu przedstawicielowi p o t w o r ó w, jakie ma odczucia odnośnie swojego życia i czy może nie chce umrzeć, ale najczęściej było to niemożliwe.
Czuła ogromny smutek, którego źródłem była ta przeszła szamanka w postaci topielca. Smutek był na tyle duży, że MacHawke wiedziała, że przez najbliższy czas nie zaśnie, choćby biorąc pod uwagę dodatkowe nawilżenie oczu. Po chwili obserwacji szaleńczych tańców dziewczyna stwierdziła, że musi coś ze sobą zrobić, nawet jeśli będzie to odsuwanie od siebie zauroczonego w niej stworzenia. Wstała, a szamanka zacieśniła swój krąg taneczny wokół czarnowłosej. Ta ruszyła w stronę ogniska i dorzuciła drwa do ogniska, któremu przez chwilę się przyglądała. Przeciągnęła się i spojrzała na niebo, które zaczęło zasłaniać się chmurami. Postanowiła, że pójdzie się troszkę odświeżyć przy jeziorze, gdyż dawno nie miała do tego okazji – była bardzo poganiana przez swojego rycerza, który nie dawał jej wytchnienia aż do wieczoru. Modliła się, aby nie okazało się ono siedliskiem najad, rusałek czy innych wodnych istot, które miałyby się dołączyć do stowarzyszenia Tańcujących Adoratorów Przeklętych. Ruszyła do swojego pakunku i wygrzebała ręcznik oraz mydło. Cieszyła się, że Pani Topielec nie jest z tych natrętnych zauroczonych stworzeń – ona tylko wokół niej tańczyła.
Zakochana uroczyska przeszła przez dość wąskie pasmo drzew i po chwili znalazła się nad zbiornikiem wodnym. Rozejrzała się uważnie w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca oraz potencjalnej grupy fanek w postaci najad, której chciała w razie czego uniknąć. Zdenerwowana oraz niepewna potarła swoją rękę i namierzyła odpowiednie miejsce za dużą skałką. Skierowała się w kierunku skały i po ponownych oględzinach terenu, oparła obok miecz, żeby w razie czego móc odstraszyć nachalnych i natarczywych lovelasów.
Alexandra początkowo chciała się tylko obmyć bez całkowitego pozbywania się ubrań, ale gdy jej stopy dotknęły wody, poczuła niezmożoną potrzebę wykorzystania tej okazji do szybkiej, ale dokładnej kąpieli. Mimo wszystko nie chciała zbyt mocno ryzykować. Rozebrała się w ogromnym chaosie, największy problem sprawiły buty, przy których ściąganiu nieomal się przewróciła. Ułożyła je w jedną kupkę i ruszyła do wody. Uśmiechnęła się pod nosem zadowolona z uczucia towarzyszącego przebywaniu w wodzie i zanurzyła się dwa razy, mocno ściskając w dłoni mydło. Namydliła dłonie i zaczęła się myć, choć bliżej temu było do szorowania.


« Istoto? || Kim będziesz?»

sobota, 14 kwietnia 2018

Od Joe CD Leonardo

Brunet przysłuchiwał się swojemu ukochanemu. Uwielbiał jego entuzjazm i te iskierki w oczach. Zawsze miał wrażenie, że Leonardo nagle się zerwie i zacznie zamaszyście gestykulować, mówiąc o kolejnych sprawach związanych z jego ludem. Joe zdawał sobie sprawę i skrycie okropnie adorował fakt, że Leoś uwielbiał społeczność Grovyvannu, ale nie bardzo interesował się samą polityką – miał o tym pojęcie tylko dlatego, aby dobrze rządzić dla swojego ludu.
Joey prychnął, słysząc słowa o wężowej małżonce jednego z mieszkańców wyspy. Wyobraził sobie wtedy panią wąż w ozdobnej sukni z welonem. Wyszeptał:
– Chętnie bym to zobaczył.
Ukochany wydał z siebie pytający odgłos, a Joe uśmiechnął się i pokręcił głową. Kiedy zapowiadało się na drążenie tematu przez trytona, brunet zaczął całować jego twarz, począwszy od czoła przez nos i skroń po policzki i usta.
Gdy przestali chichotać, zmiennokształtny sięgnął po przekąski, gdyż, musiał przyznać, był głodny. Pragnął przypraw, gdyż przez czas tej podróży jedną przyprawą na jego języku był nadmiar soli, który konserwował mięso. Zaproponował drobny poczęstunek swojemu partnerowi i po chwili pochłonął parę pasztecików oraz trochę tamtejszych owoców. Odłożył tackę z powrotem na zdobny stół, czując, jak z jego włosów kapią krople wody. Spojrzał na Leonardo i zaczesał je do tyłu, ponownie się uśmiechając. Joey przeniósł się na drugi koniec ogona Leosia i zaczął go masować według wcześniejszych poleceń. Przysłuchiwał się śpiewnemu głosowi swojego księcia.
Poczuł nagle chłodny powiew ze strony okna – nim spostrzegli, za oknem zrobiło się pochmurno i zapowiadało się na ulewę. Joe podniósł się, przepasał się ręcznikiem i ruszył, aby przymknąć okno. Po drodze usłyszał głos swojego ukochanego:
– Dlaczego okryłeś się ręcznikiem, Wilczku? Jesteśmy sami. Czyżbyś się wstydził? – Leo poruszył znacząco i prowokująco brwiami. – Uroczo.
Joe zamknąwszy okno, uśmiechnął się pod nosem i spojrzał w oczy swojego księcia. Złapał dwa rogi materiału swojego okrycia i odwiązał je. Gdy upadły na ziemię, brunet zarzucił w tanecznym stylu biodrami cztery razy biodrami – dwa boki, dwa do przodu. Nastała chwila ciszy i wymiany spojrzeń aż obaj parsknęli donośnie. Przez dłuższą chwilę nie mogli się opanować, Joey aż oparł się jedną ręką o pobliski stolik, drugą zakrył swoje czoło i po części oczy, załamany swoim idiotycznym pomysłem.
Podniósł ręcznik z ziemi i powrócił do trytona. Kiedy siadał na skraju, fioletowłosy rzucił:
– Trzeba ten ruch wykorzystać na naszej następnej potańcówce! Idealne.
Joe zaśmiał się i odparł, spoglądając na swojego rozmówce:
– Nie kuś, rybko, nie kuś. Jestem przekonany, że poddani i politycy z innych państw będą zachwyceni tymi dzikimi ruchami. Zwłaszcza widząc mnie bez ubrań.
– Zawsze możesz je założyć, skarbie, nie będę aż taki okrutny. Już sobie to wyobrażam, ludzie wokół rozmawiają, a my tak wychodzimy na parkiet i ten cudowny ruch! Aj, cudowne!
Ponownie obaj się zaśmiali.
Po chwili do komnaty weszła służba z tacami z jedzeniem oraz z dwoma szlafrokami. Joe okrył się szybko ręcznikiem, a Leo wtedy rozbawiony pokręcił głową. Nakryli do stołu, a szlafroki położyli na krześle. Po chwili wyszli, a para zasiadła do stołu – Joe zaniósł władcę Grovyvannu do stołu, gdyż jego ogon nie zamienił się jeszcze w nogi i posadził go na krześle. Zabrali się do jedzenia. Brunet całkowicie nie przestrzegając zasad savoir-vivre, zaczął wydawać z siebie dzikie pomruki zadowolenia i rozkoszy. Ogromnie mu brakowało smaku. Smaku po prostu. Na morzu wszystko było mdłe ostatecznie gorzkie, słone lub lekko stęchłe. Gdy poczuł na języku smak ciepłego mięsa w swoim ulubionym sosie i ziemniaki z masłem oraz wiele innych rzeczy, mało brakowało, a byłby się wzruszył.
Leonardo przyglądał się swojemu ukochanemu i powstrzymywał się od śmiechu, co ponownie można było poznać po oczach. Teatralnie nadąsał się, aby podroczyć się ze swoim życiowym partnerem:
– Bo jeszcze pomyślę, że brakowało ci tego jedzenia bardziej niż mnie. – Tryton zaśmiał się cicho, widząc wyraz twarzy Wilczka.
– Muszę ci powiedzieć, że niedużo się pomyliłeś.
– Osz ty! – Pokazał język Joeyowi, na co ten zaśmiał się.

« Leonardo? || powrót szalonych pomysłów»

sobota, 24 marca 2018

Od Leonardo CD Joe

Leo czuł, że ten pocałunek jest tym, co chciałby robić przez resztę dnia. Przekazywać sobie uczucia w tak prostym geście, który dla niego w tej chwili był najważniejszy na świecie. Tryton starał się przekazać w nim swoje wszystkie uczucia, które nie były jedynie miłością i tęsknotą. Traktował go jak przyjaciela, podziwiał go, szanował, darzył Wilczka wieloma pozytywnymi uczuciami i chciał, by wiedział o wszystkich. Pocałunek musiał się jednak w pewnym momencie skończyć, a gdy to nastało, król chwycił kark swojego partnera, by przyciągnąć się do niego i pocałować w szyję, a przy okazji także powąchać. Joe zaczynał przechodzić zapachem olejków, to bardzo dobrze, ale...
– Pachniesz mokrym wilkołakiem – zaśmiał się Leonardo, odsuwając się i opierając o szeroką wannę, zrobioną specjalnie na potrzeby ogona władcy, dzięki czemu mógł go oprzeć o nogi ukochanego. – Ale nie martw się, jeszcze chwila i będziesz pachniał lepiej ode mnie.
– Miałeś tego nie mówić – jęknął zmiennokształtny, wywracając oczami. – Ja ci nie wypominam, że pachniesz jak ryba.
– Nie miałem mówić, że pachniesz psem, a nie wilkołakiem, a to różnica – oświadczył pewnie długowłosy, uśmiechając się triumfalnie. – Bo dobrze wiesz, że nią nie pachnę… No dobrze, może czasem, ale wiesz, że używam tych specjalnych neutralizujących zapach perfum. Ech, skończmy temat. Odwróć się, umyję ci plecy i włosy, podaj mi tylko płyny.
Leonardo w trakcie mycia partnera opowiadał o kolejnych wydarzeniach ze swojego królewskiego życia, a Joe w ramach rewanżu przedstawiał swoje morskie przygody, których ten pierwszy niezwykle mu zazdrościł. Oświadczył nawet, że nie pozwoli Wilczkowi nigdzie wyjechać w najbliższym czasie, ani nawet później, bo jego następna podróż miała odbyć się z Leosiem i Ruby. Joe oświadczył, że się zastanowi, czym spowodował chwilowe naburmuszenie u kochanka. Minęło ono, dopiero gdy starszy z mężczyzn zgodził się umyć ogon temu młodszemu, co bardzo go zadowalało. Leo lubił, gdy Joe dotykał tej części ciała, w końcu przy bokach miał skrzela, dotyk w tamtych rejonach nie był zbyt możliwy, jednak ogon był cały czas do dyspozycji. Poza tym dotyk na nim był niezwykle przyjemny. W końcu, dotykając się na zmianę, mężczyźni zakończyli kąpiel, co jednak nie równało się z zakończeniem toalety.
– Podaj mi, proszę, maszynkę, musisz się ogolić. Przygotuję ją – postanowił król, przesądzając o losie zarostu wilkołaka.
Ten wyszedł z wody, by od razu skierować się do odpowiedniej białej szafki, na której znajdowały się przyrządy do pozbywania się włosów z ciała. Joe spojrzał na nie, jednak nie chwycił za żaden. Zamiast tego skierował się po miękkie ręczniki leżące na innej szafce, tej przy wielkim, okrągłym lustrze. Brodacz z uśmiechem udał się z dwoma do sypialni, zostawiając przy tym mokre ślady na kafelkach, a po chwili na drewnianej podłodze komnaty króla. Leonardo przyglądał się temu wszystkiemu zdziwiony.
Joe, ale mnie tu nie zostawiaj! – powiedział głośniej, zaczynając wychylać się z wanny, by dostrzec partnera- Nie wyjdę przecież sam!
– Tak, wiem, rybko – zapewnił rozbawiony Joe, powracając do łazienki. – Już cię ratuję, moja syrenko zamknięta w wannie.
Arystokrata podał ręcznik ukochanemu, by zaraz nachylić się i wyjąć go z wanny. Leoś od razu owinął się ręcznikiem, nie chcąc zbytnio pomoczyć rzeczy w drugim pomieszczeniu. Okazało się, że wcześniej ciemnowłosy położył jeden z ręczników na kanapie znajdującej się przy kominku, na którym położył króla. Stwierdził, że to lepsze rozwiązanie, bowiem w ten sposób nie było możliwości na zmoczenie łóżka. Sam stanął przed kochankiem, pokazując piękne zęby.
– Nie mamy więcej ręczników, musimy się zadowolić tymi dwoma – powiedział, mając zamiar dołączyć się do chłopaka.
Zadowolony Leo odkrył się, by zaraz przyjąć do siebie ukochanego. Joe usiadł okrakiem na ogonie trytona, przytulając się do niego od razu. Długowłosy otulił ich przyjemnym materiałem, wtulając policzek w wilgotne włosy.
– Gdy wyschniemy, zrobię ci masaż. Musisz być bardzo spięty po tak długiej nieobecności – szepnął młodszy mężczyzna, zamykając oczy. – Ale ty w zamian wymasujesz mi ogon.
– No nie wiem. Podobno pachnę wilkołakiem, nie wiem, czy nie będzie to zbyt wiele na wrażliwy nos księcia – mruknął Wilczek, uśmiechając się pod nosem.
– Myślę, że mój wrażliwy nos da sobie radę z tym zapachem. Poza tym przytulasz się do mnie. Może, zamiast pachnieć jak spocona ryba albo wilkołak, będziesz pachniał po prostu jak ryba – zaśmiał się władca, zaczynając głaskać plecy towarzysza. – Jak piękna, wielka rybka. Nic tylko cię podziwiać. Będę musiał się pochwalić przed poddanymi. A! Wiesz, że mamy nowych poddanych? W mieście urodziło się kilka syreniątek, a na dodatek przyjęliśmy pod swoje wody kilka syren i trytonów z tego państwa na północy, w którym toczą się wojny. I urodziło nam się kilka hybryd. Mamy małego półelfa, półczłowieka, a nawet półorka! Będziesz musiał też zobaczyć nową żonę jednego z naszych. Jest wężem. Pięknym wężem.


«Joe?»

piątek, 23 marca 2018

Od Leonardo CD Kiku

Grovtvann jest państwem wymagającym ciągłej adoracji władcy. Bycie jego reprezentantem wiąże się z wieloma obowiązkami, od których nie można się odsunąć, jest się z nimi związanym. Dzień wytchnienia jest rzadkością, którą z chęcią wykorzystuję na opuszczenie murów zamku, najchętniej z rodziną, jednak nie mogłem oczekiwać od bliskich, że będą na moje zawołanie, bo akurat mam wolny dzień. Mieli oni swoje sprawy, które rozumiałem i szanowałem. Gdy akurat trafił mi się taki dzień, w którym nie miałem na głowie żadnych spraw związanych z królestwem, już z samego rana postanowiłem udać się na spacer. Niestety, moimi jedynymi towarzyszami mogli zostać w tym czasie strażnicy, bowiem mój ukochany wyruszył w sprawach handlowych do innego państwa, a córka wraz z najmłodszym bratem udali się do miasta pod wodą, chcąc zobaczyć migrację pewnego gatunku ryb, na którą akurat był czas. Zawsze mogłem zabrać ze sobą jeszcze Vincenta, jednak on był równie zabiegany co ja, dlatego nie chciałem mu przerywać spania, wiedząc, że będzie dzisiaj regenerować energię na przyszłe zadania. Nie chcąc prosić o towarzystwo nikogo innego, zaraz po śniadaniu udałem się do lądowej części zamku, by tam włożyć na siebie cienką, niebieską szatę ze zdobieniami w kolorze pomarańczy. Po dodaniu kilku dodatków w postaci biżuterii oraz butów byłem gotowy do wyjścia. Zawołałem dwóch rosłych strażników, już wcześniej poinformowanych o zaplanowanym wyjściu. Udaliśmy się do miasta na wyspie należącej do Wodnego Królestwa, na której żyli ci, którzy zapragnęli wyjść za kogoś spoza istot wodnych. Sjogronn, ta właśnie wyspa, pozwalała im na zakładanie rodzin na lądzie, zachowując przy tym stały dostęp do wody. Nie była ona duża, jednak nie mieliśmy z tym problemu, wszyscy spokojnie znajdowali kąt dla siebie. Poza tym, dzięki temu mieliśmy tu różnorodność ras, co było potrzebne w tym państwie. Liczyłem, że moi poddani przekonają się do innych stworzeń, do których byli wrogo nastawieni, woleli się oni zamykać na kraj półryb i morskich istot. Przeszkadzało mi to, bowiem sam byłem spokrewniony z kimś spoza kraju, przyjaźniłem się z takimi osobami, kochałem je... Uwielbiałem też moich poddanych, nieważne skąd pochodzą. Mieliśmy na wyspie nawet ogra, który z jedną z syren spłodził córkę! I jak tu się oprzeć takiej słodyczy? Mała była cudowna, nieważne, z jakich ras powstała. Ze szczerym uśmiechem witałem poddanych z tego rejonu, gdy przechodziłem przez kawałek zabudowań do niewielkiego lasu po jednej ze stron wyspy. Roślinność i zwierzyna była tam skromna, jednak starałem się to polepszyć. Byłoby miło, gdybyśmy mieli też różne okazy flory i fauny. Wiedziałem, że będę musiał poprosić kogoś, by udał się po specjalistę od kogoś w tych sprawach. Na razie podziwiałem jednak zwyczajne wiosenne kwiaty oraz króliki i jeże, budzące się do życia. Zaczynało się robić coraz cieplej, dlatego nic dziwnego, że zwierzęta zaczynają się budzić. Przyjemnie się na to patrzyło, korzystając jednocześnie z uroków słońca. Spacer bardzo mnie cieszył, pozwalał zapomnieć o duszności dworskich sal i zamknięciu. Chciałem zajść, jak najdalej się dało, by później, jak najdłużej wracać. Wiedziałem, że w kilku miejscach przepływa woda, dlatego nie musiałem martwić się o odwodnienie. Wiedziałem też, że zbliżamy się do jednego z takich punktów. Nie byłem zaskoczony dochodzącym stamtąd głosem, w lasach bawiło się sporo dzieci. To wprawdzie raczej nie było dziecko, sądząc po słowach, jednak to nic, zaraz miałem się o tym przekonać. Nie skradałem się, nie było takiej potrzeby. Wraz z dwójką strażników wyszedłem zza krzaków, by po chwili uśmiechnąć się do ciemnowłosego chłopaka stojącego w wodzie. Był niewielki, więc byłem w stanie uwierzyć, że jest to dziecko.
– Nie musisz nienawidzić siebie, jeśli robisz wszystko, co konieczne, by przetrwać – stwierdziłem pewnie, podchodząc nieco bliżej wody. – Rodzeństwo ci uciekło? Jeszcze z ubraniami. Dzieci potrafią czasem być wredne, ale to nic. Idzie się przyzwyczaić do rodzeństwa, nie sądzisz? Ma ono swój urok.


« Kiku? »

niedziela, 18 marca 2018

Od Joe CD Leonardo

Joe uśmiechał się przez całą drogę do komnaty – na miejscu też niewiele się zmieniło w tej sprawie, praktycznie nic. Służba czekała na króla i jego – po prawdzie – kochanka. Zostali zwolnieni z obowiązku obsługiwania gestem ręki Leonardo
i jego słowami:
– Jesteście wolni.
Ukłonili się i wyszli bez słowa. Na tacy ułożone były owoce i drobne przekąski. Sala była strojna, łączyła w sobie elementy złota, morza i odcieni niebieskości i fioletu. Przy oknach, które jednocześnie były wyjściem na balkon, wisiały białe, gładkie zasłony około trzymetrowe. Kolor biały przełamywał przepych całego pomieszczenia, dodając mu odrobinę lekkości. Widok za oknem był cudowny; na horyzoncie spokojne, rozległe morze, a widoczny fragment wyspy był porośnięty wiecznie zielonymi, grubolistnymi roślinami.
Joey
poczuł na twarzy powiew chłodnego i wilgotnego powietrza znad morza, co przyniosło mu pewnego rodzaju ulgę na rozpalone i rozgrzane temperaturą policzki. Obaj delikatnie przymknęli powieki, zadowoleni z tego momentu ochłody. Brunet otworzył oczy odrobinę wcześniej od swojego ukochanego i spoglądał na niego, jak jego fioletowe włosy delikatnie poruszały się na wietrze, jak pięknie wygląda.
Joe
złapał nagle dłoń swojego partnera, nim ten zdążył otworzyć oczy i przyciągnął go do siebie. Tryton zachichotał i powiedział, opierając ręce na torsie zmiennokształtnego:
– Najpierw kąpiel, później igraszki. – Spojrzał w oczy bruneta, a Joey
zaczesał kciukiem fioletowawy kosmyk włosów za ucho Leosia.
Joe
odchylił górną część swojej koszuli i marynarki i zaciągnął się swoim zapachem.
– Myślę, że nie pachnę tak źle... Może trochę rybą i solą morską.
Leo
prychnął.
– Ajaj, Wilczku, twój węch bardzo osłabł podczas tej podróży; cuchniesz jak tona na wpół zgniłych, pocących się ryb.
– Od kiedy ryby się pocą, książę? Czy ja o czymś nie wiem? – Joe
uwielbiał droczyć się ze swoim ukochanym, dlatego wykorzystywał każdą daną mu okazję.
Przyciągnął Leonardo
jeszcze bliżej, a ten trochę odchylił swoją głowę do tyłu, co bardzo rozbawiło bruneta.
– Skarbie, to była taka aluzja, że cuchniesz potem. Chciałem być delikatny.
Obaj prychnęli.
– Dobrze, dobrze, już idę się kąpać. – Ruszył w stronę łaźni, jednak zatrzymał się przed wejściem, odwrócił się delikatnie i pokiwał palcem, mówiąc: – Ale bez narzekań i przytyków, że cuchnę mokrym psem, dobra? – Uśmiechnął się zadziornie.
Szybko pozbył się ubrań i wskoczył do wanny. W łaźni było parno i pachniało, wręcz cuchnąco dusiło, parą z olejkami zapachowymi. Woda była gorąca, ale właśnie tego potrzebował, pomimo ogólnego upału. Przez ostatnie miesiące kąpiele były rzadkością, a gdy ta rzadkość się przydarzyła, wiązała się z lodowatą słoną wodą, w której nijak spienić mydło i porządnie umyć, zwłaszcza że chciało się jak najszybciej z niej wyjść. Joe
oparł głowę o ściankę wanny i zamknął oczy. Zastanawiał się, czy nie przekonać później swojego ukochanego na spacer po zamkowym ogródku a później, o ile dobrze pamiętał datę tamtego dnia, przejść się na zabawę na rynku organizowaną przez ludność Grovtvannu. Można by się wtedy odciąć od oficjalnych obowiązków i pobyć ze sobą tak bezpośrednio. Może nawet udałoby im się spać razem tej nocy...
– Książę – zawołał Joe
. – Możesz tu przyjść?
– Coś się stało? – zapytał zmartwiony.
– Za dużo tłumaczenia, ale naprawdę bardzo potrzebuję, abyś tutaj przyszedł – powiedział tonem, jakby właśnie okazało się, że w pomieszczeniu jest albo trup, albo skrytobójca.
Tryton przyszedł i rozglądając się, przystanął przy wejściu, opierając się o framugę drzwi. Po chwili podszedł bliżej Joeya
i pogładził go po głowie, pytając:
– Wszystko dobrze? Źle się czujesz, Wilczku?
Joe
wciągnął go do wanny i praktycznie od razu pojawił się ogon. Leo otworzył usta w oburzeniu i kurcząc ramiona, zamarł na chwilę. Spojrzał na Wilczka jednocześnie leciutko zirytowany, ale i rozbawiony.
– Wiesz, że teraz będzie trzeba czekać, aż wyschnie, prawda?
– Tak, zdaję sobie z tego sprawę, mój książę.
– Opłacało się, dziecko drogie?
– Opłacało, a jakże.
Nachylił się i pocałował Leosia
, czując jak ogon jego ukochanego, miota się we wszystkie strony przez próbę złapania właśnie utraconej równowagi. Poczuł na barku i na szyi mokrą i zimną dłoń, przyciągnął trytona bliżej. Leonardo ułożył ogon wzdłuż ścianki wanny tak, żeby skręcał za plecy Joeya.

« Leonardo?
|| mało akcji, przyznaję»

sobota, 17 marca 2018

Od Horyzont – Nostalgio, całuj

Horyzont siedziała przy ognisku, grając delikatną, melancholijną melodię. Nie musiała spoglądać na instrument, gdyż doskonale znała ruchy do tej piosenki, dlatego jej wzrok wylądował na pochłanianych przez ogień drwach. Wokół niej trwała głęboka leśna cisza przerywana dźwiękiem zapadającego i palącego się drewna z ogniska, muzykę i szelest pobliskich drzew. Noc bardzo ślamazarnie przekształcała się w świt, dając tylko pozorność rozjaśniania się nieba.
Nie mogła spać, nie potrafiła, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć, w końcu i tak na ten czas przypadała jej warta. Męczyły ją myśli o przeszłości, choć nie tyle wiązały się z lękiem przed tym, czy ta ją kiedyś dogodni, ile z sentymentem i tęsknotą do swojej głupoty, naiwności i niewiedzy z tamtego czasu, która dawała jej wrażenie szczęścia i bezpieczeństwa. Tęskno jej było do bliskości drugiej osoby w ten romantyczny, choć nie tyle seksualny, sposób, tej bliskości, której zaznaje się tylko ze swoją miłością. Chciałaby powiedzieć, że tęskno jej do Esme, w jakimś stopniu była to prawda, ale tylko w drobnym; wróciłaby tylko do tej wersji Esme z czasów, kiedy Horyzont jeszcze była zaślepioną Fahri, różą, która okropnie zakochana, bardzo wierzyła we wzajemność uczucia brunetki. Czyli Horyzont musiałaby wrócić do dawnej siebie wierzącej w bezwarunkowość uczucia między kochankami, co było już niemożliwe. Nie wiedziała dokładnie, czy brakuje jej swojego zauroczenia bądź zakochania, którego tak dawno nie dostąpiła, czy może pozytywnych skutków tego uczucia z kiedyś.
Jej uczucia i przekonania odnośnie tematu miłości były dość mieszane i nie bardzo wiedziała, jaki ma na to pogląd. Nie wiedziała, czy wierzy w faktyczną, romantyczną miłość na całe życie i jej albo po prostu się nie udało, albo historia Fahri jest nieskończona, czy może miłość to tylko uczucie, które jest motywacją dla zwierząt i ludzi do życia i rozmnażania się i niczym więcej. Nie zmieniało to faktu, że w tamtym momencie potrzebowała bliskości, nawet jeśli fizycznej, aby zapomnieć o swoich myślach, które kumulowały się w okolicach brzucha i stóp, co kończyło się przebieraniem i miętoszeniem powietrza i trawy palcami u stóp.
Zbliżała się trzecia nad ranem, gdy Horyzont oparła mandolinę o pień, który miała na wyciągnięcie ręki, wstała i dorzuciła drewno do ognia. Było jej zimno w bose stopy, mimo wiosny i gorącego poprzedzającego dnia, tej nocy było chłodno. Białowłosa przeciągnęła się, unosząc ręce do góry. Zrobiła skłon, by potrzeć o lekko zmarznięte stopy.

sobota, 10 marca 2018

Od Leonardo CD Joe

Przez ostatnie pół roku dni Leonardo mijały niezwykle rutynowo, co jakiś czas jedynie dostarczając mu pomniejszych rozrywek, takich jak na przykład bal, czy list od przyjaciela. Gdy tylko mógł, opuszczał swoje zajęcia z wielkim zadowoleniem, które starał się ukryć. Był znudzony swoimi obowiązkami, na jego miejscu każdy dostałby szału, gdyby przez sześć długich i często samotnych miesięcy, miał czytać listy o różnej treści, decydować o podatkach, a także robić wiele innych nudnych rzeczy. Z dnia na dzień było mu coraz ciężej, chciał zatrudniać znawców konkretnych dziedzin, jednak ostatecznie zawsze stwierdzał, że jest przecież królem, nie może znowu wyręczać się innymi. Tym sposobem dalej wewnętrznie cierpiał, powoli rezygnując z rozrywek i bliższych relacji. Jego mężczyzna wyjechał, pozostawiając dużą pustkę w sercu Leo, ich córka często wyjeżdżała, ona w końcu też miała swoje życie, a jego przyjaciele jedynie wysyłali mu listy. Co do braci i oni mieli obowiązki książąt, w tym Vincent, który cały czas był przy starszym bracie. Mężczyźni mieli ze sobą dobre relacje, jednak w większości sytuacji były to niestety te związane z królestwem. Przez taką kolej rzeczy długowłosy powoli gasł i tracił radość z otaczających go rzeczy, jednak zawsze niedługo po takim wydarzeniu, przychodziła wieść, że już nie trzeba się martwić. A to jakieś święto, list, zaproszenie, okres godowy jakichś stworzeń, spotkanie towarzyskie, powrót Ruby i wiele, naprawdę wiele więcej wydarzeń. Można pomyśleć, że jak król może narzekać, mając tyle okazji do wymigania się od obowiązków. No niestety, w ciągu sześciu miesięcy nie było tego najwięcej, w końcu w zimę i mroźne dni każdy skupia się na sobie i swoim królestwie. Mimo tego czekał. Czekał na jakieś preteksty, by opuścić pałac. W oczekiwaniu na nie pełnił swoje obowiązki, z Vincentem u boku. Raz przebywali na zamku w wodzie, raz na lądzie, nie chcąc pomijać żadnego, w końcu ich rasa należała też w drobnej części do stałego lądu, chociażby przez zmianę w człowieka. Tego dnia akurat przeglądali wykaz urodzeń dzieci w państwie, chcąc porównać urodzenia w wodzie i na ziemi. Liczba tych drugich szybko się podwyższała, co nie tylko cieszyło Leo, ale i go martwiło. Akurat zastanawiał się z młodszym bratem nad powołaniem rady odnośnie tej sprawy, gdy usłyszał pukanie. Po tym wszystko działo się już tak szybko, a przynajmniej dla władcy, którego serce i mózg dostały zamroczenia. W jednym momencie ma zmartwienia, a w drugim widzi kogoś, za kogo oddałby to, co ma najcenniejszego, za kogo dałby sobie pokroić ogon. Cierpliwie zaczekał na wyjście niebieskowłosego chłopca, a gdy to nastąpiło, już z ledwością powstrzymywał krzyk zadowolenia. Gdy znalazł się w objęciach ukochanego, nie mógł go puścić, tak mocno go trzymał i przytulał, niezwykle stęskniony i przeszczęśliwy. Nie przeszkadzał mu brud, nieco odpychający zapach, ani nic innego, co sprawiało, że nikt nie wziąłby Wilczka za królewskiego partnera. Joe mógłby mieć teraz wszy i świerzb, a Leonardo i tak trwałby w tym uścisku, chcąc w nim pozostać na kolejne pół roku. Czując szorstką i tak niezwykle wyczekiwaną dłoń, zamknął oczy i wtulił się w nią, chcąc chłonąć każdy jego dotyk. Sam trzymał się kurczowo jego ubrań, nie mogąc się już doczekać większej ilości pocałunków i rozmów.
– Nie wiesz, jak bardzo tęskniłem – wyznał cicho, znów się przytulając do ciemnowłosego i go muskając w szczękę. – Tak bardzo chciałem wiedzieć, co się z tobą dzieje. Bogini mówiła, że mieliście kilka trudnych dni, jednak zapewniała, że ty jesteś żywy. A to najważniejsze, byś był cały i zdrów. Jesteś zbyt ważny dla mnie, by gubić się na morzu.
Leoś chwycił dłoń wilkołaka i pocałował jej wierzch, czekając na jego ruch. Doczekał się go, w postaci kolejnego, chociaż krótkiego, pocałunku, a następnie uśmiechu i mocnego uścisku. Właśnie tego obydwoje pragnęli od dłuższego czasu.
– Nie mógłbym do ciebie nie wrócić – wyjaśnił starszy z mężczyzn, opierając swoje czoło o czoło partnera. – Ale muszę ci wyznać, że mam dość wody. Chcę teraz tylko zostać z tobą i Ruby. Na resztę przyjdzie czas.
– Musisz jeszcze wytrzymać spotkanie z wodą – zaśmiał się król. – Musisz być bardzo zmęczony po podróży, a nic nie robi lepiej na zmęczenie, niż ciepła kąpiel, jedzenie i masaż, w wykonaniu ukochanego mężczyzny. Mamy jeszcze trochę czasu przed powrotem Księżniczki, dlatego każę przygotować dla ciebie kąpiel. Oh, Wilczku, nie masz pojęcia, jak się cieszę, mam ci tyle do opowiedzenia, tyle do nadrobienia…
Tryton nie wydawał się przekonujący, bowiem mówiąc to, dalej miał na twarzy jedynie lekki uśmiechem. Dało się to jednak poznać po oczach, które śmiały się i cieszyły niczym te małego dziecka. Były przepełnione wyrazem miłości do swojego rozmówcy. A on, Joe, jakby widząc to, pozwalał sobie patrzeć w nie cały czas, co uszczęśliwiało Pana Morskiego Kraju.
– Jestem już przy tobie, będziemy mieć dla siebie mnóstwo czasu – powiedział, ostatni raz ściskając fioletowowłosego. – I ja się cieszę. Tęskniłem za moją rodziną.
Wychodząc, mężczyźni trzymali się pod ręce. Leo ze zwykłą, poważną miną, a Joey, dopasowując się do tego, by wszystko wyszło tak, jak powinno. W trakcie spaceru do dużej komnaty króla rozkazał on przygotować najlepsze mięso, jakie mają, przyszykować kąpiel z płatkami kwiatów i esencją sosny, a także powiadomić Ruby, gdziekolwiek się znajdowała.
– Nasza córka pewnie cię nie pozna, taki owłosiony się stałeś – stwierdził zwyczajnie tryton, co miało być oczywiście żartem. – Załatwimy ją w kąpieli. Gdy wyschniesz, zadbam o ciebie. Do końca dnia zarezerwuję dla ciebie czas. Jesteś moim priorytetem.


« Joe? »

Od Joe Do Leonardo

Ruszył portem, jak najszybciej potrafił iść po męczącej, burzowej nocy na statku. W jego głowie zaraz po zastanawianiu się, czy nie skoczyć na szybko do swojego mieszkania, aby ogarnąć się po podróży, kotłowała się jedna myśl: Leo. Nie widzieli się tak długo, jeszcze jeden tydzień i byłoby pół roku...
Był słoneczny dzień w lądowej części Grovtvannu. Joe szedł wzdłuż brzegu portu, mijając wykładających towar ludzi, którzy nucili lub krzyczeli do siebie. Pachniało rybami, bryzą morską i latem powoli przekształcającym się w jesień, dwóch pierwszych Joe miał dość, gdyż ten zapach stał się dla niego i jego wyostrzonego węchu męczącą i torturującą codziennością. Poprawił swoją płócienną torbę znajdującą się na ramieniu; była wypchana ubraniami w większości brudnymi od pracy na statku. Zacisnął lekko opuchniętą, szorstką i zaznaczoną odciskami dłoń w pięść, przymykając powieki i czując drobne mrowienie na karku, gdy pomyślał o Leo. O tym, że znowu się zobaczą, znowu dotknie jego skóry i poczuje jego zapach, który prawie zniknął z jego pamięci. Znowu będzie mógł go przytulić i się koło niego położyć. Jego głowa była pełna desperackiej tęsknoty za jego księciem, choć niedużo brakowało, aby zapomniał twarzy swojego partnera, co bardzo go bolało.
Zbliżał się do lądowego pałacu Leonardo i nie potrafił się doczekać momentu, w którym zobaczy ukochanego. Przechodząc przez uliczkę pełną straganów i osób, zastanawiał się nad całą podróżą i mieszanymi uczuciami, które się z tym wiązały. Z jednej strony był przeszczęśliwy, że mógł się wyrwać z tej skomplikowanej codzienności oficjalnego partnera króla, który jest tej samej płci. Z drugiej brakowało mu tej ukochanej osoby na wyprawach, tej, która zapewniałaby mu towarzystwo, z którym mógłby powspominać i pośmiać się z tekstów znanych tylko tej małej grupie osób. Tęsknił za Leo, który dla niego był ukochanym, ojcem ich córki i przyjacielem bardziej niż władcą państwa. Myślał też o temacie związku z Leo na tle całego narodu. Powtarzano mu, że dla całej społeczności Grovtvannu to nie jest problem, jakiej obaj są płci, jeśli już to większym problemem miał być fakt innej rasy niż ta zawiązana w grovtvawiańskiej tradycji. Musiał przyznać, że nigdy nie brzmiało to dla niego wiarygodnie, bardziej jak podlizywanie się władcy, aby zapewnić sobie wysoki poziom w politycznej hierarchii państwa niż faktyczna tolerancja i sympatia. Ale cieszył go fakt, że nikt nie potępia ich związku otwarcie, gdyż nie chciał, aby przysporzyło to Leosiowi więcej zmartwień niż ma do tej pory.
Doskwierały mu nie tylko nieznośne rozmyślania, o których myślał, że w końcu znikną po powrocie do znanego mu miejsca, ale również zmęczenie. Uwielbiał podróże i te lądowe, i te morskie, ale ostatnie parę dni było szczególnie męczących; choroba na statku, burzowe wody i konflikty między członkami załogi. Nie Joe był kapitanem, ale dużo odpowiedzialności i tak spoczywało na jego barkach. Przysiągł sobie, że przez następne pół roku przesiedzi ze swoją rodziną, a wycieczki ograniczy do miasta w swojej wilczej formie.
Skręcił i zobaczył zamek swojego ukochanego. Przystanął, przetarł spocone czoło od słońca znajdującego się wysoko na niebie i zaczesał dłonią lekko oklapnięte włosy. Ruszył w stronę bramy stróżowanej przez dwójkę osób w płytowych zbrojach z fioletowymi i morskimi akcentami. Joe przystanął przed dwoma rozmawiającymi osobami i wiedział, że byli nowi – pierwszy raz słyszał ich głos oraz czuł ich zapach. Odchrząknął i powiedział, wyciągając z kieszeni spodni dokumenty uprawniające go do wstępu na zamek:
– Dzień dobry! Jestem Joe Vilcton-Lamarche, miło mi was poznać... – Obie osoby wystraszyły się głosu mężczyzny i podskoczyły. – Widać, że jesteście nowi. – Zaśmiał się cicho.
Pokazał swoje dokumenty, wciąż się uśmiechając. Straże przepuściły go po sprawdzeniu dokumentów. Gdy przechodził przez bramę, poklepał ich po ramieniu.
Wszedł do środka, gdzie uderzył go przyjemny chłód spowodowany grubymi murami budynku. Minął jedną ze sprzątaczek, do której się ukłonił, mówiąc „dzień dobry”. Ruszył schodami w kierunku gabinetu Leonardo. Cieszył się, że przestał czuć palące i pulsujące ciepło na swojej twarzy spowodowane temperaturą na zewnątrz. Zastanawiał się w czasie przechodzenia korytarzy, czy ten dzień będzie ostatnim ciepłym i słonecznym dniem, czy może czekają ich jeszcze te parne i deszczowe.
Zatrzymał się przed drzwiami do pokoju, odetchnął i sięgnął do swojej torby. Wyciągnął z niej lusterko, grzebień i czarną, niezapinaną marynarkę z licznymi złoceniami. Założył ją na siebie, przejrzał się w lusterku i zaczesał włosy do tyłu, a bokobrody lekko przeczesał. Torbę zarzucił na swoje ramię i zapukał do drzwi.
Kiedy usłyszał „proszę” z ust Leo, wszedł do środka. Władca Grovtvannu przez chwilę, na stojąco, sprawdzał coś w dokumentach i dyskutował ze swoją prawą ręką, aż spojrzał na Joe. Zastygł.
– Czy przeszkadzam, wasza wysokość? – zapytał, powstrzymując prawy kącik ust przed uniesieniem się do góry. Joey wiedział, że w tamtej chwili jego książę bardzo powstrzymywał emocje, które się w nim szamotały. Świadomość tego faktu jeszcze bardziej utrudniała mu zachowanie powagi.
– Nie – przerwał kontakt wzrokowy i spojrzał raz jeszcze na papiery. – Właśnie kończyliśmy.
Wypowiadając ostatnie słowa, spojrzał na Wilczka i uśmiechnął się.
Pomocnik spakował część dokumentów i ruszył w stronę wyjścia. Nim wyszedł, ukłonił się w stronę Joeya, na co ten odpowiedział tym samym. Drzwi zostały zamknięte i kochankowie zostali sami. Podróżnik pozwolił swojej torbie powoli zjechać na ziemię z jego ramienia, gdy patrzyli na siebie przez oddzielającą ich przestrzeń pokoju. Wyruszyli w swoją stronę w tym samym momencie i gdy już byli blisko siebie, desperacko się do siebie przytulili. Joe objął Leo w pasie, mocno go do siebie przyciągając. Po chwili odsunęli się i popatrzyli na siebie. Joe położył dłoń na szyi swojego partnera tak, że kciuk wylądował na policzku.
– Jesteś pewny co do tej brody? – zapytał Leoś. Joe prychnął rozbawiony i pocałował fioletowowłosego, uśmiechając się i powstrzymując śmiech.


«Leonardo? || zaszalało mi się wewnętrznym, pełnym wątpliwości dialogiem Joe – dobry początek xD»

niedziela, 4 marca 2018

Z władzą nie można flirtować. Trzeba ją poślubić








LEONARDO CASAVIR HAVET
Leo • Leoś • Król Grovtvannu, Atlantisu i jego bliźniaczych mórz oraz Sjogronnu
30 lat • Mężczyzna • Tryton
STANOWISKA
Władca Grovtvannu, należących do niego mórz oraz wyspy
| ⧪art made by Claparo-Sans⧪ |

//CHARAKTER//
Charakter tego mężczyzny poważnie zmienił się na przełomie ostatnich lat. Leo dorósł, został królem, a co za tym idzie, spoważniał i skupił się na swoich obowiązkach. Lubiący zabawę i wolność tryton został uwiązany przez powinności związane z wodnym królestwem i jego poddanymi. Sprawiło to, że zniknęła z jego charakteru lekkomyślność, ustępując miejsca powadze i rozmysłowi, które zdecydowanie do niego nie pasują. Sprawiają one, że Leo jest zupełnie kimś innym niż wcześniej. Niegdyś wiecznie się uśmiechał, żartował i wpakowywał w niebezpieczne, lecz wesołe, sytuacje, teraz jednak można powiedzieć, że Leoś zestarzał się, stracił całą radość. Wprawdzie nie jest to prawdą, jego życie dalej jest szczęśliwe, nie ma zbyt wielu powodów do narzekania, jednak okazuje pozytywne emocje na swój królewski, powściągliwy sposób. Prowadząc wolne i beztroskie życie mógł okazywać emocje na całego, nie wstydził się gwałtowności i radości, teraz jednak jego szczęście można poznać jedynie po delikatnym uśmiechu, żadnym innym geście. Nie rzuci się na kogoś w celu przywitania się, będzie spokojnie czekał, aż wszystkie powinności się wypełnią, dopiero potem obdarzy go swoim uśmiechem, bo czymże innym by mógł. Długowłosemu nie do końca odpowiada taka sytuacja, chciałby się śmiać nagłos, płakać kiedy tylko zechce, uśmiechać się szerzej niż powinien, jednak… nie może. Ma świadomość, że jest głową państwa, jej reprezentantem, dlatego musi „trzymać fason”. Jest naprawdę niewiele momentów w jego życiu, gdzie może pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa i zabawy. Mimo takich możliwości i tak nie jest łatwo mu się przestawić, bo gdy już jest z dala od zamku i obowiązków, potrzebuje chwili na wyluzowanie. W domu zachowuje spokój i nienaganną postawę, jednak gdy już uda mu się rozluźnić, pokazuje swoją energiczną naturę. Biega, krzyczy i cieszy się jak małe dziecko, które od dawna nie było na dworze. W jak najkrótszym czasie chce zrobić jak najwięcej rzeczy, wszędzie wtyka nos, bardzo ciekaw rzeczy spoza wody i jej okolic. Ciągle liczy na jakieś nowe odkrycia, dzięki którym jego nudne życie stałoby się chociaż o odrobinę ciekawsze. Niestety, jeszcze się nie zdarzyło, by odnalazł to coś, co wszystko by zmieniło. Dlatego też w końcu musi powracać do swojego codziennego życia, co wcale go nie cieszy. Przeważnie jest to władca dobry i tolerancyjny, dumny ze swojego kraju i poddanych. To chyba właśnie to sprawia, że trwa w tym wszystkim dalej, nie narzekając zbyt często na niemożność wyrwania się z zamku. Gdy ktoś potrzebuje wsparcia, chętni go udzieli. Uważa, że to on jest do dyspozycji ludu, nie oni do jego. Ma cierpliwość do ludzi, chociaż niekiedy jest wobec nich nietaktowny, a to z winy bycia bezpośrednim. Nie ma jednak na celu urażenia kogoś, gdy powie mu coś na temat jego zachowania czy czegoś innego, po prostu wyraża swoją opinię. Być może robi tak przez przesadną pewność siebie, która w ciągu lat znacznie wzrosła. Zawsze była duża, ale teraz, gdy ma po swojej stronie całe królestwo? Jest jeszcze większa, to pewne, a dodać do tego jeszcze jego upartość... Całe szczęście, trzydziestolatek jeszcze przez nią nie ucierpiał.  Mimo uspokojenia swojego temperamentu, są w trytonie cechy, które nie uległy zmianie, takie jak na przykład jego towarzyskość. Oj tak, od małego potrafił nawiązywać przyjaźnie i rozmowy, co pozostało mu do tego momentu. Zawsze znajdzie jakiś temat do rozmowy, w zależności od jego rozmówcy. Jest typem gaduły. Uważa to za jak najbardziej pozytywną cechę, dzięki temu w końcu jego państwo może zyskać na sprzymierzeńcach. Leonardo pozostał również optymistą, którym będzie zapewne i na wieki. Wszystko widzi w jasnych barwach, tak, jak było to i za jego młodości. No, może pomijając kilka dni w jego życiu. Czasami zdarza się, że chłopak czuje się przytłoczony obowiązkami, nie odczuwa niczyjego wsparcia. Staje się wtedy nerwowy i w geście samoobrony naskakuje słownie na wszystkich dookoła, a w pewnym momencie po prostu rzuca wszystko i udaje się do swojej komnaty, gdzie daje upust emocjom. Mimo wszystko jest to osoba wrażliwa i emocjonalna, potrzebująca otwartego zrozumienia i wsparcia.

//MOTTO//
„Stara miłość nie rdzewieje, tylko przysparza wiele kłopotów”

//APARYCJA//
Leo niezaprzeczalnie można uznać za pięknego mężczyznę. Mimo swojego wieku wygląda naprawdę młodo, a to z powodu przynależności do morskiej rasy, której cechą jest piękny i młody wygląd nawet w sędziwym wieku. Skóra Leonardo jest delikatna i gładka, nieposiadająca żadnych zranień, które w razie powstania zostają szybko wyleczone i usunięte przez zamkowych medyków. Zamiast skaz, mężczyzna na jasnej skórze posiada tatuaże, nieprzypominające tak naprawdę niczego. Są to różne, zakręcone lub wygięte linie o fioletowej barwie. Posiada je na ramionach, rękach, a także klatce piersiowej i szyi. Wyglądają całkiem ciekawie, jednak nie mają innego zastosowania, niż ozdobne. A co najlepsze, idealnie pasują do włosów trytona. Długie, sięgające do pasa włosy są nieco jaśniejsze niż ciemne tatuaże. Bladofioletowa fryzura i jasnofioletowe linie nie są jedynymi purpurowymi elementami w wyglądzie króla, bowiem posiada jeszcze długie, naturalnie ciemnofioletowe paznokcie. Dla samego Leo wyglądają one naprawdę ładnie, gdy nada im się odpowiedni kształt, czego pilnuje na bieżąco. Tę często powtarzającą się barwę posiada również jego ogon, lecz o nim kilka wyjaśnień w późniejszej części. Można by się spodziewać, że i oczy tego osobnika będą miały jednakową barwę co reszta elementów, ale tu Was zaskoczę! Oczy Leosia są bladoniebieskie, może nawet i szare. Nie mają może najpiękniejszego koloru, jednak ich wyraz jest imponujący. Jest ciekawski i wesoły, co nadaje jego spojrzeniu swoistego piękna. Skoro już większość opisu za nami, można trochę przedstawić jego ogon. Warto zacząć od tego, że ogony trytonów z wyżej postawionych rodzin posiadają dwie formy. Zwyczajną, w której Leo posiada liliowe łuski na długim i zgrabnym ogonie, a także, w której przebywa zazwyczaj, jednak również specjalną, pojawiającą się wtedy, gdy tryton jest szczególnie gotowy do reprodukcji. Taka forma trwa może z dwa, trzy dni. Jego ogon ma wtedy przyciągnąć partnerkę nie swoim pięknem, lecz okazałością. Leonardo posiada duży, rozłożysty ogon o szarej, niespecjalnej barwie. Traci wtedy łuski, a powierzchnia jego dolnych partii ciała staje się gładka. Król mimo dojrzałości nie jest zainteresowany przekazaniem komuś swoich genów, dlatego w tym okresie zazwyczaj przybiera formę ludzką. Było dużo o poszczególnych cechach Leonardo, jednak nie o samej jego budowie. Jak można się łatwo domyślić, tryton musi posiadać skrzela. Są one w jego przypadku umiejscowione po bokach tułowia, co nie pozwala mu na zbytni dotyk w tych rejonach. Ten minus w jego ciele wynagradzając mu długie, spiczaste uczy, bardzo podatne w tej formie na dotyk. Przyozdabia je biżuteria najróżniejszego wyglądu. Nie jest to jedyna błyskotka chłopaka, bowiem posiada on jeszcze diadem, oczywiście morskiego wyglądu. Złoto, lekki i szlachetny kamień, a także kilka mniejszych dodatków. To właśnie jego skład. Powracając jednak do sylwetki władcy, jest ona szczupła, nieposiadająca jakiegoś specjalnego umięśnienia. Wzrost Leo również się niczym nie wyróżnia, bowiem chłopak mierzy niecałe sto osiemdziesiąt centymetrów. Można powiedzieć, że jest to standardowa budowa. Może i jest ona pospolita, jednak nie można tak nazwać twarzy Leosia. Ma on delikatne, łagodne rysy, zachowujące przy tym męski wygląd. Jego twarz ma ładny kształt, dlatego mężczyzna nie może narzekać na swój wygląd. Rybia forma króla jest przystojna, podobnie jak ta po przemianie, ludzka. Aparycja Leo nieco się wtedy zmienia, czyli między innymi traci on ogon i skrzela, a także zmienia kształt uszu na ten charakteryzujący ową rasę. Gdy podczas posiadania ogona nie wkłada na siebie żadnych ubrań, w tej formie zazwyczaj nosi długie, bogate szaty, a w czasie wyjść poza królestwo, zwyczajne spodnie i koszulę, rezygnując też wtedy z dodatków, które uważa wtedy za zbędne. Podczas przyjmowania drugiej formy mężczyzna wiąże włosy w kucyka, czasem niskiego, a czasem wysokiego, żeby te nie przeszkadzały mu podczas poruszania się.

//HISTORIA//
Jak już każdy się pewnie domyślił, Leonardo jest królewskim synem Podwodnego Państwa, Grovtvannu. Urodził się jako pierworodny syn Calanthe, córki ówczesnego króla, i Casavira, jednego z przedstawicieli szlachty. Para nie żyła ze sobą w małżeństwie, dziadek Leo nie chciał jeszcze ustępować ze swojego stanowiska, dlatego zgodził się na taki stan rzeczy. Trzyosobowa rodzina trwała szczęśliwie w takim życiu, byli w końcu razem i spędzali wspólnie czas, jednak jedynie do momentu, w którym księżniczka nie zaszła w drugą ciążę, która odkryła prawdziwe oblicze jej partnera. Kobieta była uradowana wydarzeniem, podobnie jak jej syn. Casavir miał jednak inne spojrzenie na całą sprawę, bał się narodzin drugiego dziecka. Kilka dni po uzyskaniu wiadomości o drugim synu po prostu zniknął, nikomu o tym nie mówiąc, a także nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. Podjęto próby odnalezienia go, jednak nie przyniosły one rezultatów, aż do chwili obecnej. Calanthe pogodziła się z sytuacją, urodziła kolejnego syna, Vincenta, a jakiś czas po tym przejęła tron, jako samotna królowa. Oczywiście, próbowano znaleźć jej męża, jednak żaden tryton nie odpowiadał królowej. Była ona dalej samotna. Podczas spotkania handlowego w Leśnym Królestwie kobieta poznała jego władcę, króla Valeriana. Był to dojrzały, samotny elf, również z dwójką synów. Leśne i Wodne królestwo podjęły współpracę, a wraz z jej rozwojem, rozwijała się znajomość władców. W ciągu kilku lat, gdy obie rodziny dobrze się poznały, doszło do zaślubin, a także poczęcia wspólnego dziecka. Synowie królowej byli zadowoleni, polubili swoich przyszywanych braci, częściowo z wzajemnością, częściowo z niechęcią do tej relacji. Najstarszy z całego mieszanego rodzeństwa, Juliana, nie chciał, by rasy się mieszały, czego nie ukrywał. Mimo tego i on pokochał Sarena, gdy tylko maluch pojawił się na świecie. Nie obchodziła go jego mieszana krew, jak prawdopodobnie nikogo w królestwach, dlatego cała, duża rodzina mogła żyć spokojnie. Taki stan rzeczy trwał kilka lat, do momentu wojny domowej w królestwie elfów, podczas której zmarł ojciec rodziny. Tron po nim przejął jego najstarszy syn, który szybko uspokoił sytuację w kraju, separując się także częściowo od Wodnego królestwa. Niedługo po ostatecznym zażeganiu konfliktu rozeszła się wieść, że matka książąt jest poważnie chora. Natychmiastowo rozpoczęto poszukiwania leku, lecz nie przyniosło to owocnych rezultatów. Królowa spędzała ostatnie chwile ze swymi dziećmi, a także w miarę możliwości, z dziećmi swego zmarłego męża. Gdy Calanthe zmarła, królem został Leo. Młody i rozbrykany wtedy chłopak nie potrafił i nie chciał podjąć się tak ważnego stanowiska, dlatego przy pierwszej możliwej okazji uciekł z domu. Podróżował, poznawał świat i bardzo dobrze sobie w nim radził, jak na kogoś wychowanego w luksusie. Tryton poznawał ludzi, zdobywał nową wiedzę, a nawet spotkał osobę, z którą do dzisiaj pragnie być do końca życia. Przez całkowity przypadek trafił w trakcie swojej podróży na wilkołaka, Joey'a, z którym z czasem połączył swoje losy. Mężczyźni od lat tworzą stały związek, posiadają lojalnych przyjaciół, a nawet córkę. W trakcie wizyty w pewnym lesie natrafili na martwe ciała pary wilkołaków, a także ich wystraszoną, małą córeczkę. Para przygarnęła ją i tak oto ich niewielka rodzina się powiększyła o małą Ruby. Cała trójka mieszkała u przyjaciół, lecz z upływem lat, Leonardo całkiem niespodziewanie zaczął rozumieć swoje pochodzenie i obowiązki. Powrócił do kraju, gdzie oficjalnie został koronowany na króla.

//UMIEJĘTNOŚCI//
⧏ Śpiew – podobnie jak syreny, trytony również posiadają piękne głosy. W ich przypadku działa on jedynie na kobiety, chociaż od czasu do czasu znajdzie się też podatniejszy na niego mężczyzna, ⧐
⧏ Wiedza – Leo nie można nazwać inteligentnym, jednak nie można zaprzeczyć, że nie jest wykształcony. W młodości jak każdy syn królów pobierał nauki u najlepszych, dlatego mimo swojego niezbyt jasnego umysłu, wie naprawdę dużo,
⧏ Zamiana w człowieka – prawdą jest, że wyschnięty tryton, a także syrena, przybiera ludzką postać. Dzięki temu mogą oni żyć zarówno w morzu, jak i na lądzie, a także bez problemu poruszać się na obydwu terenach
⧏ Kontrola wody – mężczyzna nauczył się w pewnym stopniu kontrolować ten żywioł. Jasne, nie wytworzy sztormu na całym oceanie, jednak może przemieścić jej niedużą ilość, lub nadać jej dowolny kształt. ⧐

//ZAINTERESOWANIA//
⧏ Podróże – Leo uwielbia odwiedzać nowe miejsca. Siedzenie w jednym go męczy, dlatego w każdej możliwej chwili opuszcza granice swojego królestwa
⧏ Taniec – widzieliście kiedyś tańczącego trytona? Zapraszam na bal do Leo, zarówno ten na lądzie, jak i pod wodą. Przekonacie się wtedy, że odkąd mężczyzna stał się królem, taniec towarzyski, zwłaszcza z Wilczkiem jako partnerem, stał się dla niego niemałą rozrywką
⧏ Stworzenia morskie – z powodu silnego powiązania z wodą, Leo interesuje się mieszkańcami swojego państwa. To nie tak, że robi to z obowiązku, po prostu naprawdę lubi opiekę nad tymi wszystkimi małymi rybkami, czy innymi mieszkańcami podwodnego świata, Tryton pomaga w rozmnażaniu gatunków, znajdowaniu im domów, czy ich codziennych problemach. Ten mężczyzna udowodni Ci, że zwykła, szara ryba może mieć ciekawsze życie od niejednego szlachcica, a Kraken ciało piękniejsze od niejednej dziewicy.

//MIEJSCE ZAMIESZKANIA//
Mężczyzna mieszka w zamku, znajdującym się tuż przy wyspie należącej do jego królestwa. Jego połowa znajduje się pod wodą, a połowa na lądzie

//BROŃ//
Długowłosy nie potrafi posługiwać się żadną bronią.

//RELACJE//
ORIENTACJA: Leo czuje pociąg do obydwu płci
PARTNER: Joe Vilctton-Lamarche
RODZINA:

Calanthe Varia Discordia – zmarła matka. Mężczyzna miał z nią bardzo dobre relacje, mile wspomina wspólnie spędzony czas. ⋨ Casavir Ervin Havet – ojciec. Praktycznie zatarł się w pamięci syna, nic prócz genów ich nie łączy. ⋨ Valerian Vamir Discordia – zmarły ojczym, elf. Mimo braku pokrewieństwa Leo kochał go jak rodzonego ojca. ⋨ Julian Valerian Discordia – przybrany, starszy brat, elf. Ich relacje są napięte, mimo upływu czasu starszy z mężczyzn dalej nie akceptuje młodszego brata. Elf toleruje trytona ze względu na korzyści dla swojego państwa, bowiem jest Panem Leśnego Królestwa. ⋨ Gilbert Alias Discordia – przybrany, młodszy brat, elf. On i długowłosy mają ciepłe stosunki, są dla siebie jak rodzeni bracia. ⋨ Vincent Neres Havet – młodszy brat, tryton. Młody chłopak od urodzenia jest ukochanym braciszkiem starszego brata. Chętnie spędzają razem czas. ⋨ Saren Ronan Discordia – przyrodni, młodszy brat, częściowo tryton, częściowo elf. Najmłodszy z całego rodzeństwa jest oczkiem w głowie braci. Leo także korzysta z każdej chwili, w której może zająć się chłopcem. ⋨ Ruby Havet – przybrana córka, wilkołak. Zajmuje specjalne miejsce w sercu króla, mimo niepowiązania jest dla niego jak biologiczna rodzina. Chce dla niej wszystkiego co najlepsze, planuje zrobić z córki dziedziczkę tronu.

//CIEKAWOSTKI//
Ma słabość do ludzi o rudym kolorze włosów,
Głowa trytona jest niezwykle słaba, dlatego wyjście z nim na procenty nie ma większego sensu,
Chociaż wreszcie poczuł się odpowiedzialny za swój lud, czasami odwiedza starych znajomych na ich terenach, zostawiając przy tym królestwo pod opieką Vincenta,
Mimo sympatii do swojego obecnego życia, Leo nie czuje się do końca szczęśliwy, a to z powodu konieczności przebywania głównie w jednym i tym samym miejscu, swoim królestwie,
Uwielbia dzieci. Kocha nie tylko swoją „małą” Ruby, jednak i inne maluchy ze swojego królestwa, a także spoza niego. Gdyby kiedyś powtórzyła mu się historia, taka jak z wilkołaczką, postąpiłby tak samo jak wtedy,
Odwadnia się znacznie szybciej niż inne stworzenia,
Stracił cnotę w dość młodym wieku i nie widzi niczego złego w seksie, jednak na dziewictwo Ruby uważa jakby był to jeden z największych skarbów w jego królestwie.


AUTOR: KUROTIE // GG: 58592204