wtorek, 25 kwietnia 2017

Od Krystiana CD Cynthia

Miziałem się z koniem wzajemnie, kiedy drzwi boksu otworzyły się. Zobaczyłem zza nich tę drobną dziewczynę, wściekłą jak osa. Gdy tylko otworzyła usta, zaczęła się na mnie drzeć. Aż się trzęsła z tej złości. Kiedy tylko padło jedno słowo, natychmiast się spiąłem i zacisnąłem pięści na policzkach konia. Słuchałem jej krzyków, patrząc na nią zaskoczony, ale też mimo wszystko wystraszony.
Kiedy skończyła swój wywód, jedyne, co udało mi się na początku powiedzieć to słowo „nie”. W tym momencie skierowała na mnie swój wściekły wzrok i nachyliła się w moją stronę. Brakowało mi teraz zakasania rękawów jak do bitki. Uśmiechnąłem się wtedy, wyobrażając to sobie.
– Co żeś powiedział? I z czego się cieszysz?! – fuknęła na mnie.
– Powiedziałem nie, ponieważ nic złego nie zrobiłem. Mogę iść do Ojca gildii, jeśli ten mnie wzywa, ale na pewno nie będę sprzątał kuchni. Bardzo przepraszam, ale nie ma żadnych podstaw do ukarania mnie. No, chyba że dziedzic przyznaje się, że nie umiał znaleźć nowicjusza, bo albo nie chciał, albo jego umiejętność są niewystarczające do tego zadania, jak pilnowanie kociaka. – Tak nazywał mnie Wujek. Ja byłem Kociakiem, a on Wujkiem. Ach, wspaniałe dobre czasy. Ale nie teraz, aktualnie to mam przed sobą dziką bestię.
Dziewczyna oddychała bardzo ciężko, właściwie dyszała w tym momencie z wściekłości. Jej ręką wystrzeliła w moją stronę i poczułem jej palce zaciskające się dość boleśnie na moim uchu. Pociągnęła mnie dość silnie. Zmuszony byłem wstać, bo inaczej wariatka, by mi ucho wyrwała. Jej palce prędko przesunęły się na mój kark. O nie, nie dam się prowadzić, jak zbój albo szczeniak. Nie spodziewała się chyba oporu z mojej strony, o czym sugerowała jej zaskoczona mina, kiedy to z łatwością wywinąłem się z nią i zamieniłem rolami. Teraz to ja trzymałem ją tak za kark, czując jak cała złość spływa do tej jednej ręki, do tych zaciskających się palców. Trwało to tylko ułamek sekundy, ponieważ prędko ją puściłem, przepraszając gorliwie. Co ja narobiłem?!
– Przepraszam, najmocniej przepraszam. – Nie miałem żadnego wytłumaczenia, po prostu przepraszałem. Widziałem w jej oczach żądzę mordu, więc wybiegłem wręcz ze stajni i pognałem do sali głównej, gdzie dwa dni temu miałem rozmowę. Słyszałem jej kroki za sobą. Wczoraj były lekkie, teraz stąpała dość ciężko z powodu emocji. Zginę, to pewne. Ale przynajmniej te dwa dni były takie przyjemne. Zwolniłem, wyprostowałem się i westchnąłem. Czekałem na nią, najwyżej zabije mnie od razu.
– Jeszcze raz najmocniej przepraszam. – Skłoniłem się jej nisko, czując prawdziwy żal i skruchę. – Muszę się kontrolować, to moja wina. Oczywiście, ta sytuacja zostanie między nami, jeśli panienka sobie tego życzy. Nie chcę niszczyć zapewne dobrego imienia dziedzica gildii, w której jest mi tak dobrze. – Mówiłem szczerze, cicho, tak, aby tylko ona to słyszała. Podniosłem na nią wzrok ciekaw, co teraz będzie.



«Cynthia?»

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz