Odetchnąłem trochę i zamknąłem oczy. Czułem się słaby. Coś uwierało w ranie, więc sięgnąłem, żeby to wyciągnąć. Wtedy dostałem po łapach od niej. Skierowałem na nią swój wzrok, w którym zawarłem nieme pytanie.
– Nie ruszaj, śpij – odezwała się spokojnie. Zanim zasnąłem, poczułem, jak swoimi chłodnymi dłońmi głaszcze moje czoło i policzki. Ale mi było dobrze... Usnąłem w końcu z głową na jej kolanach.
Obudziłem się rano z mokrą szmatką na głowie. Otworzyłem oczy i odwróciłem głowę w bok. Cysia na wpół leżała obok mnie i spała. Wyglądała na zmęczoną. Zaczesałem kosmyki jej ślicznych włosów za ucho. Ale właściwie co ona tu robiła? Pamiętam, że w nocy strasznie mnie coś bolało i że była tu moja matka. Pff, ta kobieta ma mnie gdzieś, to z pewnością był sen. No dobrze, ale co ona tu robi? Chyba nie pomyliła pokojów. Poczekam chwilę, nie będę jej budził. Coś musiało ją wykończyć. Ale wyglądała jak anioł i była taka niewinna. Przyglądałem się jej zachwycony nią dopóty, dopóki nie poruszyła się i nie zaczęła budzić. Wtedy skierowałem wzrok na sufit, że wcale na nią nie patrzyłem. Kątem oka spojrzałem na nią i nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu.
– Dzień dobry – przywitałem ją cicho. Spojrzała na mnie i mruknęła coś w odpowiedzi.
– Jak się czujesz? – zapytała, siadając i przeciągając się.
– Normalnie, a jak mam się czuć? – zapytałem ze śmiechem.
– W nocy zawołałeś mnie do siebie. Miałeś wysoką gorączkę, majaczyłeś i chyba bredziłeś, aczkolwiek kiedy mówiłeś, że się boisz, wydawałeś się zupełnie szczery.
– Co? Jak to? Dlaczego?
– Chyba kiedy się tak gimnastykowałeś, naruszyłeś ranę. Strasznie krwawiłeś.
– Wkręcasz mnie, na pewno. Jakiś żart na nowym. O nie, nie dam się.
– Słuchaj, to żaden żart. Spójrz na te bandaże i na swoją ranę. Musiałam zalać ci ją woskiem. Spójrz na swoją twarz. Masz ślady łez na policzkach. – Zamurowało mnie. Spojrzałem na bandaż i dotknąłem miejsca rany, faktycznie miało inną fakturę. Spojrzałem na przesiąknięte bandaże i otarłem twarz. Zrobiło mi się tak wstyd. Pewnie ją obudziłem tymi swoimi jękami, no i przyznałem się do strachu przed szefem. Super.
– Ehe... Ja bardzo przepraszam za tą słabość. To się z pewnością już nigdy nie powtórzy. Chyba jednak wrócę do stajni. Przeszkadzam tu, sprawiam problemy w budynku. A tam co najwyżej konie pobudzę. – Wstałem, żeby zebrać swoje rzeczy, kiedy mocno posadziła mnie z powrotem na łóżku.
– Głupi jesteś?! Przecież gdybym cię nie usłyszała, nie wiem, jakbyś teraz wyglądał. Są szanse, że by ciebie już nie było. Przestań gadać głupoty i kładź się. Nigdzie nie idziesz. Musi zobaczyć cię lekarz, pewnie będzie trzeba wyciąć tę tkankę. Ale przede wszystkim porządnie ją zbadać. – Patrzyłem na nią jak karcony dzieciak.
– Przepraszam, Cysiu. Masz rację, jestem głupi – potwierdziłem i położyłem się. – Ale mogłabyś ze mną zostać i dotrzymać mi towarzystwa...? Zwłaszcza podczas wizyty lekarza? – poprosiłem cicho i złapałem ją za dłoń.
– Nie ruszaj, śpij – odezwała się spokojnie. Zanim zasnąłem, poczułem, jak swoimi chłodnymi dłońmi głaszcze moje czoło i policzki. Ale mi było dobrze... Usnąłem w końcu z głową na jej kolanach.
Obudziłem się rano z mokrą szmatką na głowie. Otworzyłem oczy i odwróciłem głowę w bok. Cysia na wpół leżała obok mnie i spała. Wyglądała na zmęczoną. Zaczesałem kosmyki jej ślicznych włosów za ucho. Ale właściwie co ona tu robiła? Pamiętam, że w nocy strasznie mnie coś bolało i że była tu moja matka. Pff, ta kobieta ma mnie gdzieś, to z pewnością był sen. No dobrze, ale co ona tu robi? Chyba nie pomyliła pokojów. Poczekam chwilę, nie będę jej budził. Coś musiało ją wykończyć. Ale wyglądała jak anioł i była taka niewinna. Przyglądałem się jej zachwycony nią dopóty, dopóki nie poruszyła się i nie zaczęła budzić. Wtedy skierowałem wzrok na sufit, że wcale na nią nie patrzyłem. Kątem oka spojrzałem na nią i nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu.
– Dzień dobry – przywitałem ją cicho. Spojrzała na mnie i mruknęła coś w odpowiedzi.
– Jak się czujesz? – zapytała, siadając i przeciągając się.
– Normalnie, a jak mam się czuć? – zapytałem ze śmiechem.
– W nocy zawołałeś mnie do siebie. Miałeś wysoką gorączkę, majaczyłeś i chyba bredziłeś, aczkolwiek kiedy mówiłeś, że się boisz, wydawałeś się zupełnie szczery.
– Co? Jak to? Dlaczego?
– Chyba kiedy się tak gimnastykowałeś, naruszyłeś ranę. Strasznie krwawiłeś.
– Wkręcasz mnie, na pewno. Jakiś żart na nowym. O nie, nie dam się.
– Słuchaj, to żaden żart. Spójrz na te bandaże i na swoją ranę. Musiałam zalać ci ją woskiem. Spójrz na swoją twarz. Masz ślady łez na policzkach. – Zamurowało mnie. Spojrzałem na bandaż i dotknąłem miejsca rany, faktycznie miało inną fakturę. Spojrzałem na przesiąknięte bandaże i otarłem twarz. Zrobiło mi się tak wstyd. Pewnie ją obudziłem tymi swoimi jękami, no i przyznałem się do strachu przed szefem. Super.
– Ehe... Ja bardzo przepraszam za tą słabość. To się z pewnością już nigdy nie powtórzy. Chyba jednak wrócę do stajni. Przeszkadzam tu, sprawiam problemy w budynku. A tam co najwyżej konie pobudzę. – Wstałem, żeby zebrać swoje rzeczy, kiedy mocno posadziła mnie z powrotem na łóżku.
– Głupi jesteś?! Przecież gdybym cię nie usłyszała, nie wiem, jakbyś teraz wyglądał. Są szanse, że by ciebie już nie było. Przestań gadać głupoty i kładź się. Nigdzie nie idziesz. Musi zobaczyć cię lekarz, pewnie będzie trzeba wyciąć tę tkankę. Ale przede wszystkim porządnie ją zbadać. – Patrzyłem na nią jak karcony dzieciak.
– Przepraszam, Cysiu. Masz rację, jestem głupi – potwierdziłem i położyłem się. – Ale mogłabyś ze mną zostać i dotrzymać mi towarzystwa...? Zwłaszcza podczas wizyty lekarza? – poprosiłem cicho i złapałem ją za dłoń.
«Cynthia?»
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz