wtorek, 25 kwietnia 2017

Od Krystiana CD Cynthia

Biegłem po dachach budynków, myśląc, dlaczego zaraz mogę się spóźnić. Czy to wina tych dzieci i ich kotka? A może tego barda, który opowiadał o rycerzach i smokach albo tej staruszki, która miała pyszne ciasto...? Albo za długo spałem. Nie, niemożliwe. W każdym razie miałem być za chwilę spóźniony na rozmowę kwalifikacyjną do jednej z gildii. Biegłem, ile sił w nogach, odbijając się lekko. Wybrałem najkrótszą drogę, ulice zawsze są pełne ludzi. A ludzie oznaczają rozmowy, interesujące i zajmujące rzeczy.
Patrząc na zegarek, właśnie wskakiwałem na dach gildii, około pół minuty… Dam radę. Zlokalizowałem balkon i skierowałem się w tamtą stronę. Musiałem przebiec przez całą długość dachu budynku. Potem zatrzymałem się i zacząłem słuchać kroków. Hmm, chyba tu. Zeskoczyłem lekko z dachu na poręcz, a potem na balkon. Poprawiłem rozwiane włosy, kurtkę i skłoniłem się nisko stojącemu do mnie tyłem mężczyźnie.
– Przepraszam za spóźnienie – zamruczałem cicho na powitanie. Nie zdążyłem, jestem kilka sekund po czasie. Co za nietakt. Wyprostowałem się, kiedy mi na to pozwolono i ruszyłem kilka kroków za Ojcem. Zajął miejsce za biurkiem, a ja stałem przed, starając się zrobić dobre wrażenie. Nie mogłem powiedzieć, że mam przed sobą starca, choć sugerowały to siwe włosy i krótko przystrzyżona broda. Choć lata i doświadczenie życia pewnie już mu ciążyły, to był postawny i wyprostowany. Patrzył mądrym i przenikliwym wzrokiem. Wzbudził we mnie szacunek i respekt do siebie. Choć bardzo chciałem się skupić tylko na nim mój wzrok, ciągle uciekał na boki, na te zdobienia, obrazy, detale, widoki za oknem. Jęknąłem cicho zawiedziony swoim zachowaniem, co nie uszło uwadze mężczyzny.
– Powiedz mi coś o sobie, ile masz lat, jak się nazywasz – zaczął. Chyba znał już tę regułkę na pamięć. No tak, przecież przed jego obliczem stawało tylu ludzi.
– Proszę mi wybaczyć, ale nie lubię swojego imienia i raczej nie używam go. Zdecydowanie bardziej wole swój pseudonim, N2, ale rozumiem, że wolałby pan znać moje imię. Więc jestem Krystian – przedstawiłem się. – Mam dwadzieścia cztery lata, nie pamiętam, skąd pochodzę, kto dał mi życie. Odkąd pamiętam, wychowywał mnie Starszy odległej wioski. Niestety, choć było mi tam dobrze, nie mogłem sobie pozwolić na wykorzystywanie mojego opiekuna i życie pasożyta. Dlatego ich zostawiłem i ruszyłem dalej, do tego miasta. – Oby nie sprawdzali wcześniej swoich kandydatów. –W mojej krwi płynie krew kotołaka. Znaczy, tak podejrzewam, ponieważ…
– Spóźniłam się? – No nie mogłem się nie odwrócić. Do sali weszła śliczna i drobniutka kobieta. Może była ode mnie trzy lata starsza, Ubrana w strój podkreślający jej idealne ciało. A te włosy… Niestety ubrudzone krwią, podobnie jak twarz. Zabójca. Może nawet dziedzic. Uznałem, że warto choćby skinąć głową na powitanie. Szła w stronę biurka szafa gildii, patrząc na mnie jakoś dziwnie. Natychmiast znów skupiłem się na Ojcu. Już miałem podjąć wątek, ale ona wtedy usiadła na krawędzi biurka i oparła brodę na dłoni, opierając łokieć na kolanie. Uśmiechała się lekko i patrzyła na mnie, chyba czymś rozbawiona.
– Proszę kontynuować – ponaglił mnie mężczyzna.
– No, eee... – Pięknie, zepsułem prezentację. Odchrząknąłem i zebrałem się w sobie.– Podejrzewam, że ktoś w rodzinie był kotołakiem ze względu na pewne kocie cechy. Między innymi zdolność bezszelestnego poruszania się i wyostrzone zmysły – oznajmiłem, kończąc. Teraz ewentualne pytania...




«Cynthia?»

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz