piątek, 2 lutego 2018

Od Kiku

Poranki bywają trudne, gdyż przynoszą trudy nowego dnia, lecz osobiście je lubię. Ból mięśni po ubiegłym dniu jest kojący, ale nie dlatego, że informuje o dobrze wykonanej pracy – on uświadamia mnie, że jeszcze żyję. Umarli nie czują bólu… Chyba, ale jeszcze żadne zwłoki nie stwierdziły, że się mylę. A tak między nami – rozmawiałeś kiedyś z trupem? Nie, nie chodzi mi o rzeczy martwe (do nich mówi każdy), ale o trupy. Ja często, ale nazwałbym był to bardziej monologiem niż dialogiem. Zresztą to chyba lepiej – nie chciałbym, by się obraziły, że nie za bardzo rozpoznaje dźwięki z ich zgniłych krtani. Trup też nikomu nie opowie tajemnicy, którą mu powierzysz. Właściwie mogłem zostać mordercą, może choć jedna z ofiar dałaby mi odpowiedź…
Kiku, ta szklanka nie będzie już bardziej czysta.
– Hm? Cześć, Sam. Co robisz tu tak wcześnie? – Kontynuując wypowiedź, zacząłem sporządzać ulubiony trunek mojego rozmówcy. – Pojawiasz się wieczorami, a nie z samego rana. – Postawiłem szkło na blacie i wtedy dotarł do mnie harmider i frekwencja gości, która wskazywała na godziny późno wieczorne. Na mojej głowie spoczęła szorstka dłoń Sama, która następnie rozczochrała jeszcze bardziej moje nieogarnięte włosy.
– Znowu wpadłeś w trans, karzełku? Dziwi mnie, że w tym stanie sprawnie obsługujesz klientów. – Zdmuchnąłem włosy, poprawiając sobie widoczność na jego wykrzywioną w uśmiechu twarz. Mogłem je jednak zostawić i nie patrzeć na ten krzywy ryj.
– Zostaw młodego w spokoju! To, że masz wzrost, po matce, której sam ciężar by wystarczył, aby stosować jej kończyny jako amunicję do katapulty, nie oznacza, że możesz traumę z dzieciństwa odciskać na niewinnym chłopaku! – Tego głosu nie można pomylić z żadnym innym…
– Dziękuję, Ciociu Ritto! Widzę, że nadal w formie. Co słychać u syna?
Kiku, nie teraz. Musimy porozmawiać.
– Zapraszam więc na zaplecze. – Na barze położyłem ozdobną kartkę z wyrazistym napisem: „Zaraz wracam” i ruszyłem do najbliższych drzwi. Po ich zamknięciu zrobiło się zdecydowanie ciszej. Zaplecze nie było zapleczem, lecz prostym biurem, z którego po schodach przechodziło się do części mieszkalnej. Zająłem miejsce naprzeciw Ciotki. Ona sama była starszą, szykowną kobietą, do której nikt nie zwracał się inaczej niż Ciociu. Łokcie ułożyłem na dębowym blacie, a na palcach splecionych w piramidkę oparłem głowę.
– Więc, co cię do mnie sprowadza? – W moją stronę powędrowała koperta z pieniędzmi i portretem mężczyzny w kapeluszu.
– Masz się dowiedzieć, gdzie teraz przebywa. Jedyne, co wiem to to, że pracował przez krótki okres u mojego byłego męża. Liczy się czas.
– Przyjdź jutro wieczorem ewentualnie pojutrze z rana. Nie obiecuję, że jutro budynek cię wpuści, ale radzę spróbować. – Po wyjściu Ritty męczyło mnie jedno pytanie – „Kto może wiedzieć coś o kimś, kto pracował dla zmarłego męża Ciotki…”. Ogólnie to z tą jego śmiercią to śmieszna sprawa, każdy niby wie, że zabiła go Ciocia, ale nikt nie odważy się tego powiedzieć głośno.
Stałem przed domem jedynej osoby, która będzie coś wiedzieć. Przez panującą ciemność widziałem tylko zarys drzwi. Najgorsze nie było to, że musiałem czekać na mrozie odziany tylko w parę pasków wokół bioder i talii, lecz to, na kogo czekałem. Wrota się uchyliły, a zza nich wyłonił się pulchny, spocony facet bez włosów.
Powoli oparłem się o framugę i przegryzłem dolną wargę. Powstrzymując odruch wymiotny i zacząłem grę.
– Mam problem, ale proszę, najpierw zajmij się mną, tatuśku. – Dla pogłębienia efektu prowokacyjnie jęknąłem. Z dnia na dzień nienawidzę się coraz bardziej.
Wstałem jeszcze przed świtem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, ponarzekałem na fetyszystów i wstałem. Zabrałem kartkę z adresem i chwiejnym krokiem ruszyłem na poszukiwania swego domu. Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem go naprzeciwko drzwi wejściowych. Na tyle szybko, na ile pozwalał mi mój stan, ruszyłem do drzwi i zaraz podałem adres. Informacje wymagają sprawdzenia, a ja w międzyczasie ruszyłem ubrać coś na siebie. Gdy wykonałem służbowe obowiązki, przez myśl mi przeszło jezioro i zmycie z siebie tego faceta. Budynek był na tyle w świetnym humorze, że nas tam przeniósł. Nie zważając na nic, zrzuciłem z siebie wszelkie ubrania i popędziłem ku wodzie. Zanurzyłem się i zacząłem dokładnie szorować ciało. Dopłynąłem do brzegu i zadałem jedno, proste pytanie. Wbrew pozorom myślałem, że będzie odpowiednie i budynek zostanie zadowolony, a on się obraził i zniknął. Myślałem, że skoro na tym zleceniu zarobiliśmy dosyć dużo, to chciałby wreszcie wyremontować piwnicę. Nawet nie zwróciłem uwagi, gdy zacząłem mówić na głos.
– Wiem, że używanie tych pieniędzy jest skazą. Rozumiem, że sposób, w jaki zdobywam informacje, ci nie odpowiada. Mnie również nie. Nienawidzę siebie za to, co robię, ale tylko tak jestem w stanie nas utrzymać. Teraz nawet się nie pokażesz? Rozumiem cię, naprawdę, przecież sam siebie nie cierpię, ale by zostawiać kogoś bez ubrań w wodzie? To chyba przes... – W tym momencie moją wypowiedź urwał dźwięk z zarośli. Ktoś ewidentnie spłoszył królika i to nie byłem ja...


« Ktoś? »

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz