czwartek, 10 sierpnia 2017

Od Cynthii CD Krystian


          Acha i wszystko jasne. Już wiem, czemu tak za mną łazi. Nie jak pies, tylko jak sierściuch, którym okazał się być.
          Irytujące stworzenie. Jara się tym, że jest zamknięty, zaczyna skakać jak idiota po regałach, a co gorsza, po mnie... Nawet jak wygodnie usadowiłam się w kącie, to przylazł. Głupie zwierze.
          Chociaż... Całkiem miękka sierść. Przyjemna w dotyku... I mruczenie też uspokajające. Koty nie są złe, więc...
          Mogę go troszku pogłaskać. Ale troszku, bo tak miło. Nic więcej.
          Najpierw poczułam się jakoś zmęczona. Mimo rozmyślań nie byłam w stanie powiedzieć, czy ostatnio miałam jakąś bezstresową chwilę odpoczynku. A to jego futro kusiło tak bardzo....
          Wreszcie się poddałam. Mimowolnie ułożyłam się na nim do snu.

          Obudziłam się wcześnie, zlana zimnym potem. Było jeszcze prawie całkiem ciemno, ale przez okna widać było nieprzyjemną dla oczu poświatę. I ten zapach...
          Zrobiło mi się niedobrze, kręciło mi się w głowie. Ubranie lepiło mi się do pleców. Cholera, zapomniałam...!
          Szybko i chaotycznie wyplątałam się spod ciężkiego cielska leżącego mi na nogach. Najpierw skoczyłam do drzwi, szarpałam je, chcąc uciec. Wciąż były zamknięte.
          Starałam się myśleć logicznie. Jeśli parapety okien są proste, a dym wlatuje przez nie...
          Pod oknem. Małe nisze pod oknem, tam powinno być dość czysto.
          Biegłam tam. Po drodze zgarnęłam koc z jednego z tych „przytulnych kącików” i uderzając plecami o zimną ścianę, wpadłam w zagłębienie. Zawinęłam się kocem, dokładnie zakrywając nos i zaciskając powieki. Gryzący dym zdawał się otaczać mnie ze wszystkich stron. Dusiło mnie.
          Starałam się o tym nie myśleć, nie oddychać zbyt często. To bolało. W gardle, płucach... Czułam też piekący ból pleców, blizny. Jak mordercze wspomnienie.
          – ... Cynthia? – usłyszałam nagle. Przestraszona gwałtownie podniosłam głowę. Oczy mi łzawiły. Zapewne były też zaczerwienione, co dawało im żółty odcień... Ach, te mieszaniny kolorów
          Na początku nie poznałam osoby przede mną. Musiałam zmrużyć oczy, by rozpoznać, że to...
          Nie, nie pamiętam nawet, jakie przezwisko mu wymyśliłam. Ale tam, przy koniu, mówił, jak się naprawdę nazywa. To było... Krystian. Chyba
          Podniósł rękę i skierował ją na moje ramię. Odtrąciłam ją gwałtownym ruchem trzęsącej się dłoni.
          – Nie dotykaj mnie! – charknęłam całkowicie suchym ze strachu głosem. Słyszałam, że na dworze zaczął się ruch. Jeszcze chwila, jeszcze tylko chwila...
          Nie przeliczyłam się. Z daleka usłyszałam ciężki szczęk klucza w zamku.
          Zerwałam się na równe nogi, odtrącając chłopaka. Biegłam ku wyjściu. Słyszałam jak za mną woła, ale biegłam po prostu dalej. Stratowałam kogoś w drzwiach, no ale cóż.
          Biegłam do siebie, rozbijając się o ściany i zapewne jakieś osoby. Liczyło się jednak tylko bycie w swoich bezpiecznych czterech ścianach.
          Wreszcie wpadłam do pokoju. Nie zamknęłam za sobą drzwi, po prostu biegłam dalej do łazienki, by uklęknąć przy misce i zawisnąć nad nią. Z podrażnionych oczu ciekły mi łzy, chciałam zwymiotować, ale nie mogłam...
          Nagle usłyszałam za sobą ciche kroki i poczułam czyjąś obecność.



           «Krystian?»

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz