– Cynthia, co jest? – zapytałem i podszedłem do niej. Kucnąłem obok i położyłem dłoń na jej plecach
– Zostaw mnie, odejdź! – krzyknęła.
– Ty się boisz… – Zauważyłem i delikatnie pogłaskałem ją po plecach.
– Masz wyjść i mnie zostawić! – wykrzyknęła znowu. Zrobiło mi się jej żal.
– Nie, zostanę z tobą. Spróbuj włożyć sobie palec do gardła, powinno pomóc, wywołać wymioty. Albo ja mam to zrobić, co? – zapytałem łagodnie. Kiedy zbliżyłem dłoń do jej twarzy, zobaczyłem przestraszone zwierzę, a nie odważnego Dziedzica. – Zostawię cię na chwilkę, a ty opróżnij żołądek, dobrze? Zaraz wrócę, obiecuję. – Wstałem i wyszedłem do jej pokoju. Wziąłem koc i szklankę wody. Wróciłem do niej. – Już, ulżyłaś sobie? – Wyciągnąłem do niej rękę z napojem. –Proszę, napij się. Cynthia…?
– …okna… drzwi… Zamknięte…? Zamknięte wszystkie... – mamrotała. Dopiero kiedy drugi raz podsunąłem jej szklankę, napiła się. Poszedłem od razu zamknąć drzwi i okna. Te drugie też zasłoniłem i wróciłem do niej. Widziałem, że chciała wstać. Wykorzystałem to i otuliłem jej ramiona kocem, przyciskając je do jej ciała. Podniosłem ją. Walczyła zaciekle jak lwica. Ale ja się nie poddawałem, trzymałem ją mocno. Kiedy trochę się uspokoiła, usiadłem z nią w łazience i wciągnąłem ją na swoje kolana. Tuliłem ją mocno, żeby czuła się bezpiecznie. Oparłem policzek na jej głowie i zamknąłem oczy. Myślałem, co ją tak przestraszyło, czyżby ogień? A jeśli tak to dlaczego? Wtedy przypomniały mi się jej blizny i zrobiło mi się jej jeszcze bardziej szkoda. Przytuliłem ją mocniej, ale żeby jej nie bolało.
– Ochronię cię, obiecuję… Nie musisz się bać – wyszeptałem
– Daj mi wina – mruknęła tylko
– Nie, nie dam ci. – odpowiedziałem
– To sobie je sama wezmę. – Poczułem, jak znowu się wyrywa. Trzymałem ją mocno, ale w końcu musiałem objąć ją też nogami.
– Siedź na miejscu, naleśniku, i się nie ruszaj – skarciłem ją i spojrzałem w dół. Naburmuszyła się. – Jakaś ty śliczna… – Nie zdążyłem ugryźć się w język. Cholera. Odwróciłem wzrok, trochę się czerwieniąc.
«Cynthia?»
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz