sobota, 12 sierpnia 2017

Od Cynthii CD Krystian

          Znalazłam trzech klientów, jednego po drugim. Wszyscy płacili dobrze, więc miałam już dość pieniędzy. A to, że jeden nie był zbyt normalny i narobił mi sporo siniaków, to już inna historia.
          Ogarnęłam się trochę, by nie straszyć przechodniów. Teraz reagowały na mnie głównie zwierzęta, uciekając i wpadając w panikę.
          Wciąż czułam palące pragnienie i obrzydzenie do wody. Kilkukrotnie musiałam walczyć z własnym żołądkiem.
          Wodowstręt połączony z pragnieniem. Nie ma nic gorszego.

          Gospoda. Muszę znaleźć sobie pokój...
          Szukałam czegoś dobrego. Stać mnie. Żadnych robali ani brudu.
          Gdy wreszcie kierowałam się do wybranej gospody, oczywiście starając się przemykać niepostrzeżenie, nagły impet uderzenia prawie zwalił mnie z nóg. Zamarłam na kilka chwil...
          – Tak się o ciebie bałem, mała cholero...
          Gdy to usłyszałam, poczułam wściekłość, pomimo olbrzymiego zmęczenia. Zaczęłam się wyrywać, zawzięcie, ale słabo.
          Nie zdołałam się wyrwać z jego uścisku, z uścisku tego głupka...
          Korzystając z tego, że jego ramię było była mniej więcej na wysokości mojej twarzy, mocno wbiłam zęby w jego obojczyk, przez ubranie.
          Najwidoczniej go to zaskoczyło, bo mnie puścił. Mogłam odskoczyć, chwiejąc się odrobinę.
          – Nie dotykaj mnie – warknęłam, wbijając w niego wściekły wzrok.
          Nie czekałam, aż cokolwiek powie, od razu puściłam się biegiem, nie do gospody, ale w labirynt wąskich uliczek.

          Im dalej biegłam, tym mniej osób napotkałam. Jednakże wciąż słyszałam za sobą kroki chłopaka.
          Nie chciał się poddać. Wciąż mnie gonił.
          Mogłabym go zabić.
          Wtedy miałabym spokój.
          ...NIE.
          Nie mogę tego zrobić. On jest niewinny, nic nie zrobił. Przynajmniej nic, co mogłabym wiedzieć.
          Pogrążona w myślach potknęłam się, lądując na kolanach. Ręką szukałam oparcia na chropowatym murze, co zdarło mi skórę. Podniosłam się szybko, by dalej uciekać.
          Jak zwierze.
          Zaczynałam tracić siły. Moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Musiałam mocno zagryźć wargę, by nie paść twarzą w brud.
          Jego kroki nieubłaganie się zbliżały.
          Czułam strach. Irracjonalny strach osoby słyszącej kroki za sobą. Wiedziałam, że on mi nic nie zrobi, ale i tak...
          Bałam się nawet pomyśleć jego imię. Czułam, jakby moja własna krew miała rozsadzić mi czaszkę.

          Kolejny zakręt. Lewo, prawo, prawo...
          I wpadłam na ścianę. Zabolało.
          Ślepy zaułek. Najgorsze, co mogło mnie spotkać.
          Po ścianie osunęłam się na ziemię. Już mnie miał jak na talerzu. Nie miałam nawet siły wstać. Mogłam tylko czekać.
          Gdy stanął przede mną, zdałam sobie sprawę z tego, że dudnienie krwi w uszach wręcz mnie ogłusza. Brak wypoczynku dawał się we znaki.
          Oblizałam spierzchnięte wargi, mierząc go wzrokiem. Niech robi, co chce. Złapał mnie. Ale...
          – Jeśli tylko spróbujesz mnie tam zabrać... Zabiję cię. Obiecuje ci to. Możesz zrobić, co chcesz, ale ja tam nie wrócę. –           Zamknęłam oczy, czekając na jakiekolwiek jego słowa bądź czyny.



           «Krystian?»

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz