sobota, 12 sierpnia 2017

Od Krystiana CD Cynthia

          Nie umiałem spać. Cały czas miałem przed oczami obraz bestii z piękną twarzą Cysi. Potwór, demon, zabójca... Ale też śliczna, delikatna, przestraszona Cynthia. Nie wiedziałem jak ją postrzegać... Znałem jej dwa oblicza, oba zapewne prawdziwe. Westchnąłem głośno i zacisnąłem palce na swoich włosach.
          – Co się dzieje... Cynthia, kim ty jesteś? Muszę z tobą porozmawiać. Ale najpierw potrzeba cię znaleźć. Szkoda, że nie jestem psem albo wilkiem. Tylko głupim kotem – mruknąłem niezadowolony. – Przynajmniej podobało ci się mruczenie i futerko. Twoje piękne, delikatne dłonie. – Uśmiechnąłem się. – To jesteś prawdziwa ty. Delikatna, kobieca, zmysłowa. Żywiołowa, pełna energii, urocza. Czasami potrzebująca pomocy i oparcia, tego dosłownego też. – Uniosłem znów medalik na wysokość oczu. – Kocham cię taką, Cysiu... – wyszeptałem tak, żeby nikt przypadkiem tego nie usłyszał. Uśmiechnąłem się. Ale ja jestem głupi...

          Przed świtem zszedłem przygotować konia, wysprzątać stajnie. Potem poszedłem zjeść śniadanie. Kiedy kończyłem, na placu pojawiło się już sporo osób patrzących na trofeum łowcy. Ojciec też tam był. Po cichu zbliżyłem się do niego. Usłyszałem rąbek rozmowy, ale było tam coś o wydawaniu policji. Na to nie pozwolę, nigdy. Odbiegłem, zwracając tym samym jego uwagę i wskoczyłem na grzbiet konia. Wyjechałem na miasto w galopie. Muszę ją znaleźć przed nimi wszystkimi!

          W mieście musiałem zwolnić. Za dużo ludzi na ulicach, blokowali przejazd. No i Jardan się denerwował. Zsiadłem z ogiera i prowadziłem go za sobą za pasek kantara, trzymając jego łeb blisko siebie. Rozglądałem się za nią czujnie.
          – Gdzie jesteś...? – zamruczałem cicho jak kot. Szukałem jej tak do późnego południa. Potem wyjechałem poza miasto. Krążyłem po okolicznym lesie, nasłuchując i rozglądając się. Znalazłem truchło królika. Nie zabiło go zwierzę, o nie. No i nie było jakoś wiele śladów krwi. Ktoś ją zebrał albo spił... Na gałęzi znalazłem kosmyki jej pięknych włosów. Była tu i chyba wiem, co się stało ze zwierzakiem... Zacząłem dokładniej przeszukiwać las, mając nadzieję, że szybko ją znajdę.

          Niestety musiałem wrócić do miasta, kiedy zaczęło zmierzchać. Ludzie już uciekali do domów i ulice były puste, więc jechałem konno. Przeglądałem twarz mijanych ludzi, usilnie próbując znaleźć Dziedzica. Martwiłem się coraz bardziej. Gdzie ona do cholery była?! Czułem się bezsilny i beznadziejny. Przecież nie mogła się rozpłynąć! Załamany zatrzymałem się w gospodzie na piwo. Może tu czegoś się dowiem. Zamówiłem kufel dobrego piwa i zająłem miejsce obok łowców przygód. Słuchałem ich. Kiedy zaczęli mówić o upiornej pannie młodej, od razu wykazałem większe zainteresowanie. Kto by pomyślał, że zaczną krążyć o niej legendy niedługo po jej wyczynach. Uśmiechnąłem się tylko pod nosem, słysząc, z jakim strachem ostrzegają się nawzajem i straszą. Nagle usłyszałem rżenie konia i wyszedłem szybko. Czyżby ktoś chciał zwinąć ogiera? Wypadłem z gospody i spojrzałem na niego. Koń tańcował w miejscu, wyrzucając łeb do góry, patrząc w jednym kierunku. Spojrzałem w tamtą stronę i myślałem, że zaraz się rozpłaczę. Jej twarz mignęła mi tylko chwilę, ale wiedziałem, że to ona. Puściłem się zaraz miękkim sprintem w jej stronę i objąłem ją w żelaznym uścisku szczęśliwy.
          – Tak się o ciebie bałem, mała cholero...




           «Cynthia?»

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz