czwartek, 10 sierpnia 2017

Od Krystiana CD Cynthia

          Spojrzałem na nią jeszcze zaspany. Nie do końca rozumiałem co mam zrobić.
          – No pośpiesz się – pogoniła mnie. Spojrzałem na nią. Aaa. Gorset i sznureczki. Uśmiechnąłem się i zaciągnąłem gorset i zawiązałem go. Nie słyszałem z jej strony żadnych jęków i stęków, więc chyba dobrze to zrobiłem.
          Po wszystkim wstałem, ziewając i poszedłem pod jej prysznic. Odkręciłem wodę i odetchnąłem. Umyłem włosy tym, co znalazłem i opłukałem się dokładnie. Potem owinięty tylko ręcznikiem podszedłem do szafy i zacząłem szukać czegoś do ubrania.
          – Co ty robisz? – usłyszałem jej zdziwiony głos. Odwróciłem się do niej. – To moja szafa.
          –No tak... O cholera. – Wyszedłem dalej owinięty ręcznikiem z pokoju Dziedzica, prosto do ludzi. Mieli niezłe miny, kiedy zobaczyli mnie w takim stanie. Przeszedłem się do swojego pokoju i tam przebrałem się szybko. Mówiła o jakimś wyjściu, więc coś wygodnego i wytrzymałego. Ubrałem się i zszedłem od razu na śniadanie. Już tam była i zajadała.
          – Smacznego. – Przywitałem się i zająłem miejsce obok niej. Skinęła mi tylko głową. Zdążyłem zjeść tylko jedną kanapkę, zanim zerwała się z miejsca, wołając mnie za sobą, no jak psa! Bez zastanowienia jednak ruszyłem za nią. – To gdzie idziemy?
          – Do lasu, kończą mi się zapasy.
          – I potrzebujesz mnie, żeby znowu nie zginąć jak wtedy? – zapytałem, szczerząc się do niej. Spiorunowała mnie wzrokiem za tą uwagę. Zaśmiałem się tylko cicho. Przed wyjściem dostałem dwa koszyczki i torbę z fiolkami. No ładnie. Ruszyłem za nią w milczeniu. Prowadziła mnie, gdzie chciała.
          Na miejscu opisała mi kilka ziółek i kazała iść ich szukać. Poszedłem więc. Niestety dla mnie wszystkie zioła były takie same. Więc kiedy przyniosłem jej dwa razy trujące zioła, postanowiła zbierać ze mną. Zaczęła od tych na samym dole. Nie mogłem napatrzeć się na jej tyłek, kiedy się pochylała… Czułem jak z każdym pokłonem mam coraz ciaśniej w gaciach. No cóż…
          Kiedy uzbieraliśmy jeden koszyk, uznała, że czas zebrać coś z góry.
          – Podsadź mnie tu – rozkazała, stając przy jednym z drzew. Zrobiłem to posłusznie. Wspięła się po mnie. Kiedy próbowała po coś sięgnąć, noga jej się ześlizgnęła i wylądowała pośladkami w moich dłoniach. Walczyłem ze sobą, aby nie zacisnąć palców. To była ciężka walka i prawie w niej poległem. Prawie. Podsadziłem ją znowu wyżej.
          – Ej, nie tak wysoko! – krzyknąłem do niej, widząc, co robi. – Nie właź tam, małpko! Zejdź cyrkowcu! – Widziałem tylko jak dłoń i stopa ześlizgują się jej z kory i jak leci do tyłu. Zareagowałem natychmiast. Wyskoczyłem i złapałem ją. Wylądowałem miękko na ściółce i spojrzałem na nią. – Powiedz, jak to ma wyglądać i ci to zdejmę, tylko mi tam nie właź! – krzyknąłem na nią zmartwiony. Patrzyła na mnie, zdziwiona, a potem zaczęła się tylko śmiać. Postawiłem ją.
          – Nie, dziś już koniec. Wracamy – oznajmiła. Skinąłem tylko głową i ruszyłem za nią. Nie odzywałem się, zamknąłem się w sobie.
          Na miejscu zaniosłem wszystko tam, gdzie mi kazano. Ona szybko się zmyła. Kiedy dostarczyłem całe zielsko, wróciłem do pokoju się przebrać i poszedłem do Jardana. Zobaczyłem ją, jak wychodzi w stronę bramy. Dosiadłem konia i pogoniłem go tam. Zajechałem jej drogę.
          – Gdzie idziesz?
          – Nie twój interes.
          – Powiedz.
          – Do klienta.
          – Nie idź...
          – Bo co?
          – Bo nie chcę… Nie lubię, kiedy tam chodzisz… – odezwałem się cicho.




           «Cynthia?»

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz