sobota, 12 sierpnia 2017

Od Daevy CD Zevran

Po wyjątkowo udanym „posiłku” ruszyłam do domu...
Jednakże, gdy tylko weszłam do swojego domu, poczułam dziwny zapach...
Rozejrzałam się powoli.
Coś było zdecydowanie nie tak.
I nagle poczułam, jakby ktoś uderzył mnie obuchem w głowę...
Momentalnie straciłam przytomność, lecz udało mi się wyczuć obecność innej osoby. Tylko tyle, zanim pochłonęła mnie ciemność.
Z nieświadomości wyrwałam się, gdy tylko zebrałam w sobie całe możliwe zasoby energii.
Ktokolwiek to zrobił, pożałuje.
Ocknęłam się szybko, gwałtownie otwierając oczy. Nie poruszyłam się, nasłuchując i wczuwając się w atmosferę.
Ktoś był przede mną. Wystarczy podnieść głowę...
Zrobiłam to powoli, uważnie.
Nie przyglądałam się napastnikowi, po prostu wbijałam w niego wzrok, ignorując wygląd. Zarejestrowałam tylko to, że był to wysoki mężczyzna.
– No proszę, obudziłaś się. – Mężczyzna wstał i zrobił krok w moją stronę. Przez cały czas wczuwałam się w sytuację.
Czułam, że zostały użyte jakieś zaklęcia...
Może i by na mnie podziałały... Gdybym była mocno wygłodzona i osłabiona.
Powoli wracała mi pewność siebie
– ... Nie wiesz jeszcze, co zrobiłeś – syknęłam głosem słodkim jak miód. Oblizałam wargi czubkiem języka.
– Powiedz mi, kimże jesteś, że ktoś tak bardzo chcę się ciebie pozbyć, hmmm? – Z tymi słowami podszedł jeszcze krok bliżej. Milczałam, więc wykonał jeszcze krok.
Tak, mój drogi, jeszcze kawałek... Jeszcze jeden kroczek...
Gdy znalazł się dość blisko, wychyliłam się w przód, jak tylko mogłam, pozwalając, by ukazały się skrzydła. Ich ostre krawędzie bez trudu przecięły trzymające mnie więzy, a samo krzesło wręcz rozpadło się, pocięte i połamane od impetu. Do tego jeszcze trzask rwanego materiału...
Szkoda, lubiłam ten płaszcz...
Mężczyzna był zbyt blisko, by mi uciec. Kopnięciem w pierś powaliłam go na ziemię, wciskając obcas tuż nad jego sercem. Lewą dłonią unieruchomiłam jego prawą rękę, ogonem chwyciłam prawą. Palce wolnej ręki zacisnęłam na jego gardle, moja druga stopa spoczęła niebezpiecznie blisko jego krocza.
Jako że już wiedziałam, że jest to osoba sprawna fizycznie, bo jak inaczej dostałby się do mojego domu, musiałam się upewnić, że mi się nie wyrwie, więc górując nad nim, przebiłam szczyt jego ramienia czubkiem skrzydła, tym samym przyszpilając go do podłogi. Kolce drugiego skrzydła wbiłam nad jego głową, dla ostrzeżenia.
Chyba będę musiała się przeprowadzić... Zniszczyłam całkiem posadzkę...
– Faceci są tacy głupi... Czego chcesz? – warknęłam groźnie.


« Wężu? »

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz