sobota, 12 sierpnia 2017

Od Cynthii CD Krystian

          Spałam chyba długo... Długo i głęboko. Gdy wreszcie się obudziłam, czułam lekkie zawroty głowy, ale to nic w porównaniu z tym, jak czułam się wcześniej.
          Chciałam się podnieść, wciąż otumaniona przez resztki snu, ale nie mogłam. Nie do końca też kapowałam, czemu...
          Poświęciłam kilka chwil na poukładanie myśli. Jedna po drugiej....
          I wreszcie stwierdziłam, że znajduję się w całkiem nienormalnej sytuacji, nie mając dokąd iść, a w dokładnie tym momencie leżę w łóżku z tym głupkiem, który nic sobie nie robi z mojej wściekłości i niezadowolenia. Samobójca czy desperat?
          Wreszcie udało mi się usiąść i zrzucić jego rękę leżącą na moim brzuchu. Dostał nią w twarz, ale nie interesowało mnie to zbytnio. W każdym razie gwałtownie się obudził, podrywając się. Prychnęłam z pogardą.
          Taaaak, gardziłam nim. Tak bardzo. To złodziej, najgorszy ze wszystkich. Ukradł mi moją najcenniejszą rzecz. I po raz pierwszy całkowicie nie wiedziałam, jak na coś zareagować. I jakie to uczucie.... Bo nie było złe. Nie fizycznie, ale psychicznie, to był cios!
          Wstałam, podchodząc do szafki, na której stała szklanka z wodą. Chwilę na nią spoglądałam, sprawdzając, czy wciąż mnie obrzydza. Nic na to nie wskazywało, więc mogłam spokojnie wypić. Przy okazji przez ramię posłałam Krystianowi najbardziej nienawistne spojrzenie, na jakie było mnie stać.
          Gdy odstawiałam szklankę, nagle mocne ramiona złapały mnie od tyłu w mocny uścisk, nie pozostawiając pola do manewru. Zaraz potem poczułam jego wilgotne wargi na policzku, tuż obok ucha. Wściekle wbiłam mu za to łokieć pod żebra... Nie tam, gdzie rana. Taka nie jestem.
          Wyrwałam się mu i poszłam szukać swoich ubrań. Gdy je znalazłam, poszłam do łazienki, by się przebrać. Nie mogłam się opanować, by po raz kolejny uświadomić mu wzrokiem, jak bardzo go nienawidzę. Zatrzasnęłam za sobą drzwi.
          Szybko się przebrałam, rozczesując włosy palcami i splatając je znów.
          Chciałam szybko wyjść, nie patrząc nawet na niego, ale krok za drzwiami po prostu się o niego rozbiłam.
          I wtedy poczułam kolejny pocałunek. W czoło.
          Teraz już byłam chodzącą nienawiścią.
          Wywinęłam się jak najszybciej, kierując się do drzwi. Nie dane mi było jednak nawet nacisnąć klamki, bo gdy położyłam na niej rękę, znów mnie dopadł. Złapał mnie w pasie jednym ramieniem, drugą dłonią złapał moje palce leżące na klamce i uniósł je do ust... Znów całując.
          – Miałaś już mi nie uciekać... – W jego głosie brzmiała odrobinka wyrzutu. Zignorowałam to.
          – Nienawidzę cię – oświadczyłam. Poczułam mocniejszy uścisk.
          – A ja ciebie nie.
          – Guzik mnie to obchodzi. Czego ode mnie chcesz? – Mój głos wciąż był ostry.
          – Tylko mnie kochaj – wypalił. Aż się skrzywiłam. Ton głosu miał tak słodki, że chyba szybciej by miód zgnił, niż zabrakło cukru w jego głosie. Cholera no...
          – Nie, dzięki. Kocha to się dzieci – szarpnęłam się. Nie chciał mnie puścić...
          – Więc kochasz tylko mnie – dodał. Na początku zamarłam, nie wiedząc, o co chodzi. Zaraz doszło do mnie jednak, że przecież nazywałam go dzieciakiem...
          Wściekle spojrzałam w górę, na jego twarz. Co za irytujący uśmiech... Chętnie bym mu przylała. Tak mocno.
          – Chciałbyś. Kocha to się w łóżku – szybko wymyśliłam kolejną wymówkę.
          – No to chodź – Ech. Zdobył ten punkt. Zmarszczyłam brwi, po czym przywdziałam uwodzicielską minę.
          – To mnie weź – mruknęłam. Sądząc po całym jego dotychczasowym zachowaniu, powinien się odczepić...
          Ale nie. Tak bardzo się pomyliłam
          Zostałam dosłownie zgarnięta i uniesiona. Po raz kolejny wylądowałam na łóżku, w uścisku tak szczelnym, że nie mogłam się wydostać. Musiałam odwrócić głowę, by móc oddychać bez konieczności duszenia się przez jego koszulkę.
          – To teraz mnie kochaj – usłyszałam. Skrzywiłam się.
          – Dzieciak.
          – Kochaj mnie jeszcze bardziej.
          – Jakoś się do tego nie zabierasz – burknęłam. Czy kiedykolwiek ktoś irytował mnie tak bardzo, jak on? Nie.
          – Nie zrobię tego... I chciałbym, żebyś przestała tak pracować.– Ta słodycz ustąpiła miejsca gorzko-błagalnej nucie.
– Więc po prostu nie wezmę za to pieniędzy. Wtedy to nie będzie praca. – Gdy tylko skończyłam mówić, chwycił moją twarz, podciągając mnie do kolejnego pocałunku.
          Nie broniłam się. Nie miałam jak, bo moje ramiona były unieruchomione w jego objęciach. Po prostu pozwalałam mu robić, co chciał.
          Gdy wreszcie dał mi oddychać, zapytałam:
          – Wypuścisz mnie wreszcie? Muszę kupić kilka potrzebnych rzeczy.
          – A nie uciekniesz?
          – Może tak, może nie.
          – To nie wypuszczę.
          – To sama się wypuszczę.
          – To pójdę za tobą.
          – Nie wątpię – prychnęłam. – I tak byś to zrobił. Więc po prostu zostaw mnie już i daj mi wyjść.
          Wreszcie zabrał ramiona. Szybko stoczyłam się z łóżka i ruszyłam pewnie do drzwi. Otworzyłam je szarpnięciem i ruszyłam w miasto. Leciał za mną, słyszałam to.
          Pieniądze miałam w kieszeni. Najpierw musiałam kupić ubrania... Szkoda, że nie miałam do tego całkiem głowy, nie na tę chwilę.




           «Krystian?»

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz