czwartek, 10 sierpnia 2017

Od Cynthii CD Krystian

          Nie dość, że mnie trzyma, to jeszcze pieprzy głupoty.... Ale kiedyś musi mnie puścić.
          Znów zaczęłam się wykręcać i wywijać, aż wreszcie wyślizgnęłam się z jego uścisku.
          Problemem było to, że nagle nie miałam pojęcia, gdzie dałam wino, które schowałam na dziś... Miałam zbytnią pustkę w głowie.
          Ale, ale... mam coś chyba tutaj schowanego, na czarną godzinę...
          Pełznąc trochę jak gąsienica, wciąż owinięta kocem, dopadłam do szafeczki. Otworzyłam ją i zaczęłam przeszukiwać, aż znalazłam zakorkowaną butelkę. Otarłam ją z cienkiej warstewki kurzu i się jej przyjrzałam. Białe, blech.
          No ale, innego raczej teraz nie znajdę...
          Złapałam korek zębami i zaciskając powieki, wyciągnęłam go bez większego trudu. Wyplułam korek byle gdzie i na raz opróżniłam zapewne jedną trzecią butelki, nie przejmując się, że cieknie mi po brodzie i na ubranie.
          Gdy przełknęłam chłodny płyn, co dało ulgę podrażnionemu przez dym gardłu, mimo że sam trunek był średni w smaku, głęboko odetchnąłem. Oparłam się o szafkę plecami, opierając ramiona na kolanach, a na nich czoło. Koc zsunął mi się z ramion, a butelka dyndała w mojej prawie bezwładnej ręce. Po kilku chwilach usłyszałam ciche szuranie, a zaraz potem poczułam ciepło tuż obok siebie. Koc został dokładnie naciągnięty na moje ramiona, a na karku spoczęła ręka, delikatnie głaszcząca i... Uspokajająca.
          Nikt się nie odzywał. Po prostu panowała cisza. Starałam się, jak mogłam zakrywać nos kocem, żeby nie czuć swądu spalenizny, ale nic to nie dawało. Beznadziejna sytuacja.
          Lekko kiwając się pod głaskającą mnie dłonią, wreszcie przechyliłam się na bok i oparłam się o niego... I nie odsunęłam się. Ba, nawet zebrałam na tyle siły, by ruszyć tyłek w tym samym kierunku i się przysunąć.
          Poczułam, że chłopak zabiera mi butelkę. Nie sprzeciwiałam się. I tak miałam zamiar wylać resztę. Jak można robić coś tak obrzydliwego, jak białe wino?
          Mając teraz wolną rękę po jego stronie, chwyciłam miękki materiał jego koszulki. Zrobiłam to właściwie, nie myśląc, ale zamiast chować nos w kocu, wcisnęłam go w jego koszulkę, naciągając ją chyba do granic możliwości. I to naprawdę pomogło, zamiast spalenizny czułam inny zapach...
          Czułam na sobie jego pytający wzrok.
          – Nie czuję w ten sposób dymu – mruknęłam cicho, tłumacząc. Wciąż miałam zaciśnięte powieki i spięte ramiona. – ... Pewnie wyglądam teraz jak spanikowana, chlejąca wywłoka, szukająca pocieszenia, u młodszego, co...? – szepnęłam jeszcze ciszej, kuląc się w sobie.




           «Krystian?»

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz